Na widok rowerzysty jadącego pustynią w 50-stopniowym upale Irańczycy przecierali oczy ze zdumienia. Takich „szaleńców” nie widuje się tam często. Oni sami w ten sposób nie ryzykują i w ogóle nie rozumieją sensu podejmowania takiego wysiłku. Tym bardziej trudno było im uwierzyć w to, że jakiś Europejczyk postanowił przejechać kraj w najgorętszym miesiącu roku.
Iran stanowił ostatni
i najważniejszy etap wyprawy, będącej częścią większego projektu, którego celem jest dotarcie rowerem nad każdy z czterech oceanów. Indyjski był trzecim wyzwaniem, jakie udało się zrealizować śmiałkowi ze Świecia.
Wyprawa kolejno wiodła przez całą Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Grecję, Turcję i Iran. Prawdziwe zmaganie z własnymi słabościami zaczęło się po przekroczeniu granicy z Turcją. Zarówno ukształtowanie terenu, jak i upał, dawały przedsmak tego, z czym będzie musiał zmierzyć się podróżnik.
– W porównaniu z Turcją, wcześniejsza trasa była stosunkowo komfortowa – mówi Tomasz Pasiek. – Chociażby ze względu na stan dróg. Ich jakość bywała naprawdę dobra, ale ilość wszelkiego rodzaju przeszkód, które mogły uszkodzić rower lub doprowadzić do wypadku, była zdecydowanie większa.
Plagą stały się
pozostałości po oponach ciężarówek, które w upalnym słońcu pękały bardzo często. Jest jeszcze jeden problem związany z poruszaniem się w tamtym kierunku. Im dalej na wschód, tym słabsza „kultura rowerowa”. Nawet nieskomplikowana, z polskiego puntu widzenia, naprawa staje się prawdziwym zmartwieniem.
Środkowy Iran
- W krajach Bliskiego Wschodu rowerów jest bardzo mało. A jeśli już są, to inne niż te, na których my jeździmy. Tak więc dopasowanie części nigdy nie jest łatwą sprawą. Dlatego konieczne jest zrobienie zapasu, chociażby dętek. W sumie przebiłem je siedem razy. Ale gdyby nie to, że zaopatrzyłem się w specjalne, bardzo mocne, odporne na uszkodzenia opony, to dziur byłoby jeszcze więcej – śmieje się Tomasz Pasiek.
Będąc w Turcji
spotkał się z Metinem Kartalem, który przed ośmiu laty wyciągnął go z poważnych tarapatów w czasie podróży autostopowej. Wystarczył jeden telefon z informacją „znowu jestem w Turcji”, aby życzliwy Turek pojawił się w umówionym miejscu i jeszcze raz pozwolił się przekonać o gościnności mieszkańców tego regionu.
Przekraczając granicę turecko-irańską Pasiek miał świadomość, że dopiero teraz będzie miał okazję poznać granice wytrzymałości swojego organizmu. Jazda w temperaturze przekraczającej 50 stopni Celsjusza, to sport ekstremalny. Gdy jeszcze do tego dodamy obciążenie w postaci bagażu, wysokie góry, ograniczenia w dostępie do cienia i zimnej wody do picia oraz noclegi w namiocie - w najlepszym przypadku na tyłach stacji benzynowej – to łatwo zrozumieć, dlaczego podróżnik z Lachestanu budził szczery podziw miejscowych.
Zdjęcie z żołnierzami garnizonu, który eskortował świecianina w Beludżystanie
W pewnym momencie zainteresowała się nim służba bezpieczeństwa. Stało się to w momencie wjazdu do Beludżystanu, irańskiej prowincji walczącej o autonomię, graniczącej z Pakistanem. Rejon uchodzi za niestabilny, w związku z czym, jeśli chce się pokonać tę prowincję, policja zabiera podróżnych na tył wojskowej toyoty i przewozi w bezpieczny rejon. Pasiek nie zgodził się na takie rozwiązanie.
- Nie wiem czy bardziej bali się tego, że ktoś mnie napadnie, czy tego, że zabije mnie upał i w świat pójdzie informacja, że turysta z Polski umarł z wycieńczenia – zastanawia się. – W każdym razie 10 dni wcześniej porwano obywatela Chin tuż za granicą z Pakistanem i zapewne miało to również wpływ na powagę sytuacji.
Ostatecznie stanęło na tym,
że będą go eskortować. Przez trzy dni jechały za nim dwa samochody policji i wojska.
- Plus był taki, że dzięki temu jedną noc spędziłem w ich bazie, w nieco lepszych warunkach, z dostępem do bieżącej wody. Mimo wszystko więcej było jednak minusów, bo czułem się niezręcznie ciągnąc za sobą „ogon” - przyznaje. - Widziałem jednak ich zaskoczenie, gdy w dość trudnym terenie potrafiłem utrzymywać prędkość 25-30 km na godzinę. Wyraźnie byli pod wrażeniem. Dlatego na koniec poprosili o wspólne zdjęcie.
Po 48 dniach, chudszy o 11 kg, Pasiek zakończył podróż w Pasabandar, najbardziej wysuniętym na południe skrawku Iranu, tuż przy granicy z Pakistanem. Cel wyprawy – wybrzeże Oceanu Indyjskiego – został osiągnięty. Do Polski wrócił samolotem ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
Obszerna relacja z wyprawy ukaże się pod koniec sierpnia w miesięczniku „Teraz Świecie”.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Gratulacje! Super wyczyn!
Gratulacje! Super wyczyn!
I po sie pchać między tych
I po sie pchać między tych dzikusów? a jak potem porwa takiego to wielkie krzyk. Niektórzy to sami szukają kłopotów.
Anonim weź już daj se siano
Anonim weź już daj se siano bo sie kompromitujesz!
Brawo Tomek!
Brawo Tomek!
Możemy być dumni z takiego
Możemy być dumni z takiego podróżnika. Wielki szacunek.
Szacun brawo
Szacun brawo
Buy Generic Cialis From India
Buy Generic Cialis From India Nolvadex 10mg cialis online Viagra Generique Site Serieux Cialis Commenti