REKLAMA
Wśród poprawek do budżetu, przyjętych na sierpniowej sesji, znalazł się zapis o przekazaniu 800 tys. zł na remont 15 gminnych mieszkań oraz odnowienie czterech elewacji i dwóch pokryć dachowych.
Na remont każdego z mieszkań przeznaczono by więc ponad 50 tys. zł, jak szybko wyliczył jeden z radnych. Wprawdzie żaden z rajców nie nazwał tego wprost, ale pojawiła się dość wyraźna sugestia, że coś tu nie gra. Zapowiedziano kontrolę w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej w Świeciu.
I rzeczywiście, niedługo potem się odbyła. Nie doszukano się jednak żadnych nieprawidłowości. Po prostu radni nie zdawali sobie sprawy, jak wyglądają mieszkania odzyskiwane przez ZGM i na czym polegają ich remonty.
REKLAMA
- Gdyby faktycznie chodziło tylko o odświeżenie ścian, wymianę paneli lub wykładziny, ewentualnie kilku okien, to wyliczona kwota 53 tys. zł na mieszkanie byłaby rzeczywiście dość wysoka - przyznaje Paweł Bednarski, prezes Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej w Świeciu. - Niestety, realia, z którymi się spotykamy są zupełnie inne.
Jak argumentuje prezes, niektórzy lokatorzy potrafią w zimie zdemontować deski w podłodze, aby mieć czym palić. Są i tacy, którzy posuwają się jeszcze dalej i sprzedają piec grzewczy, często nawet za parę złotych w skupie złomu.
- Potem żyją bez ogrzewania. Duża część odzyskiwanych lokali jest zagrzybiona. W takim przypadku konieczne jest skucie tynków - wyjaśnia.
REKLAMA
Inną sprawą są rosnące standardy, choćby te podstawowe. Stanowczo odchodzi się od wspólnych toalet. W mieszkaniach, jeśli ich nie było, wygradzane są łazienki, co znacząco podnosi koszty.
W sumie na remont, mniej lub bardziej poważny, czeka 36 gminnych lokali. Do końca roku gotowych powinno być około 20. To oznacza, że referat mieszkaniowy, odpowiedzialny za ich przydział, będzie miał do dyspozycji około 60 mieszkań. Otrzymają je osoby znajdujące się na liście mieszkaniowej sporządzonej w 2017 r.
Podczas tej samej sesji, gdy dyskutowano o pieniądzach na remonty gminnych zasobów lokalowych, pojawiła się sugestia, czy nie lepiej byłoby skrócić całą proceduję. Można by przecież przejazać mieszkania oczekującym, pod warunkiem, że w zamian za ulgę w czynszu, wyremontują je na własny koszt.
REKLAMA
Zdaniem Pawła Bednarskiego takie rozwiązanie nie sprawdza się, czego przykładem są miasta, gdzie już wcześniej się na nie zdecydowano.
- Zacznijmy od tego, że lokale z zasobów miejskich przeznaczone są dla osób o najniższych dochodach - tłumaczy prezes ZGM. - Jest to forma wsparcia, którą jesteśmy winni tym, którym w życiu ułożyło się trochę gorzej. I tu pojawia się zasadnicze pytanie, skąd samotna matka dwójki czy trójki dzieci ma wziąć kilkadziesiąt tysięcy złotych na remont? Nawet gdyby chciała wziąć pożyczkę, to i tak jej nie dostanie. Przynajmniej na jakichś rozsądnych warunkach.
To nie jedyna przeszkoda. Przykłady z innych miast pokazują, że niektórzy lokatorzy, wbrew deklaracjom, nie wykonują remontu zgodnie z zaleceniami, co często stwarza dla nich realne zagrożenie.
REKLAMA
- Takie sprawy kończą się w sądzie i trwają latami - zauważa Bednarski. - Lokator tłumaczy się, że chciał, że nawet zaczął, ale potem zabrakło mu pieniędzy i nie zrobił tego, co trzeba było. Oczywiście lokalu też nie chce opuścić, aby udostępnić go komuś innemu, a kto być może by podjąłby się modernizacji.
Jak przekonuje prezes, obecne rozwiązanie być może nie jest doskonałe, ale gwarantuje, że remonty są wykonywane zgodnie z dokumentacją i poszanowaniem prawa budowlanego, co nie jest bez znaczenia dla bezpieczeństwo lokatorów.