W czasopiśmie „Głos Celulozy” z 1973 r. Henryk Sarnecki, nieżyjący już fotograf i kronikarz Świecia, opisuje otwarcie przez spółdzielnię Społem nowej pijalni piwa Tekla, która stanęła na miejscu dawnej restauracji Popławskich przy moście na Wdzie (dzisiaj ma tu siedzibę Towarzystwo Wspierania Osób Niepełnosprawnych). Autor pyta w artykule: (...) dlaczego każde krzesło przytwierdzone jest do stolika ohydnym, ciężkim łańcuchem? (...)
Barak, w którym mieściła się Tekla: stan obecny (powyżej) i w czasach PRL-u (poniżej)
Odpowiedzi należałoby szukać w specyficznym klimacie peerelowskich czasów. Naprzeciwko nowej pijalni istniała już knajpa, którą nazywano Bonanzą nie tylko od popularnego, westernowego serialu, ale również z powodu rozgrywających się tam scen rodem z Dzikiego Zachodu.
Lumpy w akcji
Knajpa ożywała szczególnie we wtorki i piątki, w dni handlowe jarmarku, który odbywał się na placu targowym przy moście na Wdzie. Ściągały do niej rzesze kupców z targowiska, ale też rozmaite niebieskie ptaki, miejscy cwaniacy, czyli lumpy, jak powszechnie mówiono. Za pomocą nielegalnej, oszukańczej gry w trzy kubki lub trzy karty starali się ogolić z gotówki gospodarzy, których portfele były pełne pieniędzy z handlu zwierzętami i płodami rolnymi.
Peerelowska odmiana kombinacji w tej grze polegała na współpracy kilku osób, które czekały aż podpuszczeni początkowymi wygranymi uczestnicy zainwestują większą gotówkę. Wtedy padał okrzyk: „Milicja! Uciekać!”. Towarzystwo błyskawicznie rozpierzchało się, zwijając gotówkę rolników, która była na stole.
Oczywiście kasy prawie nigdy nie udało się odzyskać poszkodowanym, ale dość często dochodziło do próby ręcznego wyrównania rachunków na rozpoznanych cwaniakach albo też do bijatyki na tle niesprawiedliwego podziału łupów.
Pocztówka z przełomu lat 70. i 80. W prawym dolnym rogu hotel Zakładów Celulozy i Papieru, obecnie hotel Vistula
W Bonanzie oferowano wódkę i piwo przy wysokich stołach, na stojąco, rezygnując z krzeseł, którymi wcześniej demolowano lokal podczas bijatyk.
Nauczeni doświadczeniem inwestorzy Tekli, chcąc się zabezpieczyć przed podobnymi ekscesami, postanowili zakuć krzesła w kajdany. Proceder gry w trzy kubki lub trzy karty przeniósł się jednak również i do tego baru, który wskutek małego pomieszczenia znaczną cześć klientów w porze wiosenno-letniej obsługiwał na zewnątrz.
Ulubiony lokal bezpieki i milicji
Niektórzy z nich, dobrze uraczeni wódką z Bonanzy i piwem z Tekli, zażywali przymusowej kąpieli w płynącej poniżej barowej skarpy Wdzie, staczając się tam sami lub zepchnięci przez uważających to za dobry żart współtowarzyszy. Były nawet przypadki skakania do rzeki z poręczy starego mostu, po którym dzisiaj zostały tylko filary.
Znany ze specyficznych klimatów był w Świeciu inny bar o nazwie Perełka na rogu ul. Mestwina i Batorego. Lokal pod tą nazwą istnieje tam zresztą i dziś.
Znajomy mówił mi kiedyś, że w Polsce istniały wtedy lokale kategorii I, II, III i kategorii Perełka. Na przełomie lat 40. i 50. XX w. bar cieszył się szczególnie złą sławą. Biesiadowali w nim funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa i milicji.
Przy budowie Celulozy pracowało wielu specjalistów z Finlandii. Miała ich na oku bezpieka
To tam pozostali goście lokalu mieli okazję podsłuchać rozmowy pijanych ubeków o zamordowanych więźniach, których miano zakopywać nocą w ogrodzie na terenie dzisiejszego boiska ZSP i parkingu policji.
Mimo pewnych śladów, które odkryła ziemia podczas prac budowlanych przy rozbudowie szkoły zawodowej w latach 60. miejsca te do dziś nie zostały przebadane archeologicznie, a bydgoska delegatura IPN, znająca temat, nie kwapi się do podjęcia jakichkolwiek działań.
Łowy na Finów
Wróćmy jednak do Perełki. Pozostała ona lokalem, który chętnie odwiedzali i w późniejszych latach milicjanci z pobliskiej komendy. Bywali tam też funkcjonariusze bezpieki. Tajemnicą poliszynela jest to, że w knajpie pozyskiwano informatorów dla MO i SB, których sam świecki półświatek nazywał konfidentami.
Jeden z emerytowanych milicjantów starszego pokolenia chwalił się kiedyś w obecności autora tego artykułu, że co druga osoba z takiego środowiska miała w tamtych latach kontakty ze służbami. Szczególnie celowały w tym miejscowe panienki lekkich obyczajów.
Pocztówka z lat 70. W prawym dolnym rogu restauracja Kometa w Przechowie. Dziś stoi tu Biedronka
Podczas budowy świeckiej Celulozy nasilono działania służb z racji przyjazdu i pracy w naszym mieście dużej grupy obcokrajowców, wśród których najwięcej było Finów. Wielu z nich było żonatych i liczono, że można będzie wykorzystać ich kontakty z oferującymi uciechy paniami do zaszantażowania ich po powrocie do kraju, co w dalszej kolejności mogłoby skutkować pozyskaniem do współpracy.
O klimacie czasów PRL-u pewno dużo więcej mogliby opowiedzieć starsi mieszkańcy Świecia. Może ten artykuł skłoni ich do podzielenia się swoimi spostrzeżeniami? Zachęcamy do zamieszczania komentarzy.
redakcja@extraswiecie.pl