Szwedzi chcieli wysadzić zamek w powietrze, ale odpaliła tylko część umieszczonych w lochach ładunków prochowych, zarywając podziemia i wywołując pożar. Prawdziwym dewastatorem naszej warowni okazał się król pruski Fryderyk II, który około 1780 r. nakazał rozbiórkę ocalałych skrzydeł zamkowych.
Cegły dla Twierdzy Grudziądz
W niektórych z nas może wzbudzać zdziwienie fakt, że niemiecki władca nakazał niszczenie zamku, który stanowił krzyżackie, a więc, poniekąd, pruskie dziedzictwo.
Warto jednak przypomnieć, że powstałe z krzyżackiego hołdu Prusy Książęce były od początku państwem protestanckim, odcinającym się od rzymskokatolickiego Kościoła i istniejących w jego ramach zakonów rycerskich. Poza tym pruski władca nie potrzebował średniowiecznej warowni, która w dobie niezwykle szybkiego rozwoju artylerii utraciła walor militarny.
Zamek w Świeciu w XVII w.
Potrzebne mu były natomiast cegły, z których wzniesiono zamek. Według obliczeń, mogło ich być kilka milionów, gdyż na wzniesienie jednej tylko baszty świeckiego zamku użyto prawie 150 tys. sztuk. Materiał budowlany z rozbiórki posłużył do budowy twierdzy grudziądzkiej. Los, który dosięgnął zamek w Świeciu podzieliły także inne okoliczne krzyżackie warownie.
Pruski diabeł
Król pruski Fryderyk II zasłynął jako zapiekły wróg polskości, zwolennik wyrugowania z Polaków wiary i mowy ojców, i całkowitego zniemczenia Pomorza. Został za to nazwany „pruskim diabłem”, jak podaje w swoich pracach znany badacz dziejów i kultury Pomorza, ksiądz Władysław Łęga. Przytacza on też w swoich publikacjach opowieść o pobycie w Świeciu króla pruskiego i jego spotkaniu z wieśniakiem mającym swoje gospodarstwo na Diabelskich Górach:
Fryderyk II, objeżdżając swoje ziemie, kazał zatrzymać się pod Świeciem, w chacie wieśniaka na wzgórzu przy Wiśle. Władca zamierzał sprowadzić na te tereny niemieckich kolonistów. Bardzo połakomił się na dziedzinę polskiego rolnika, ale ten nie chciał sprzedać ojcowizny.
Żeby zbyć „pruskiego diabła”, znając jego niezwykłe skąpstwo, gospodarz podniósł bardzo wysoko cenę za rolę. Fryderyk nie zamierzał tyle zapłacić i postanowił oszukać Polaka. Wymyślił zakład, że jeżeli rolnik opowie mu historię, która nie mogła się zdarzyć, to otrzyma od króla wieczne prawo do swojej ziemi, a jeżeli przegra, to odda gospodarkę darmo.
Twierdza w Grudziądzu, brama wjazdowa
Chłop przystał na warunki. Opowiedział królowi pruskiemu, że za młodu pracował u pszczelarza, który miał 12 dużych uli i musiał liczyć każdą pszczołę, która wlatywała i wylatywała z ula. Król stwierdził, że to możliwe. Opowiedział więc dalej, że kiedyś jedna pszczoła zaginęła i musieli jej szukać cały dzień, ale pszczołę wilki pożarły i znaleźli tylko żądło, które jednak było tak wielkie, że w dwa konie musieli je przyciągnąć.
Król ani nie mrugnął, ale wręcz stwierdził, że różne cuda przydarzają się naturze. Nie w ciemię bity rolnik wpadł na ostatni pomysł. Opowiedział dalej, że był tak zmęczony liczeniem pszczół i ciągnięciem żądła, że zasnął w pasiece. We śnie ukazał mu się anioł i powiedział, że pokaże rolnikowi przyszłość. Zobaczył swoje pole i siebie, jak jedzie wozem z gnojem, do którego zamiast konia zaprzęgnięty jest Fryderyk i jak bije władcę batem po tyłku.
Diabelce przed I wojną światową, czasy zaboru pruskiego
Pruski król zerwał się ze stołka i zaczął oburzony, krzyczeć, że to niemożliwe, ze nie może on, pruski król, wozu z gnojem ciągnąć i razów batem za to dostawać i w tym momencie dotarło do niego, iż zaprzeczył opowieści kmiecia i zakład przegrał.
W taki to sposób chłop spod Diabelców przechytrzył Fryderyka, „pruskiego diabła”. Opowieść ta ma kilka odmian i kaszubski rodowód, ale pokazuje prawdziwe germanizacyjne zapędy Fryderyka II i upór polskich mieszkańców Pomorza w obronie swojej rodzinnej ziemi.
redakcja@extraswiecie.pl
Komentarze (0)