Jej przygoda z telewizją rozpoczęła się w 2000 r. To był zupełny przypadek. Spotkała na swojej drodze człowieka, który zapytał, czy chciałaby spróbować sił w tej branży. Był właścicielem sieci telewizji kablowej, która jako jedna z pierwszych w Polsce uruchomiła kanały lokalne.
- Zgodziłam się. To był impuls. Pierwsze audycje mam w swoim archiwum do dziś – wspomina Sylwia Jarmołkiewicz.
Między domem a pracą
Zaczyna dzień od przygotowanej przez męża kawy. Przegląda prasę oraz internetowe i telewizyjne serwisy informacyjne, a potem jedzie w teren na realizację materiałów do kolejnych programów. Później przychodzi czas na „posklejanie” wszystkiego w jeden spójny materiał filmowy.
- Często mam spotkania służbowe, więc bywa, że dzień pracy zaczyna się rano, a kończy… No właśnie, czasami kończy się późnym wieczorem, bo dochodzi jeszcze pisanie tekstów, komentarzy, wymiana maili – wylicza.
Sylwia Jarmołkiewicz ma dorosłego syna, ale kiedy zaczynała pracę, był jeszcze małym szkrabem.
- Mimo obowiązków, zawsze miałam czas dla niego i dla rodziny. To ważne, by w ferworze walki o chleb nie zatracić się w pracy, by wygospodarować sobie czas dla najbliższych - podkreśla. - Zawsze mogę liczyć na wsparcie męża i syna oraz tych, którzy nigdy nie przestali we mnie wierzyć: moich rodziców.
Marzenia o długim urlopie
Od męża nauczyła się systematyczności oraz tego, żeby się nigdy nie poddawać.
- Do dzisiaj jest moim wsparciem, bo to człowiek posiadający rozległą wiedzę z różnych dziedzin oraz mnóstwo pasji, którymi skutecznie zjednuje i zaraża wszystkich dookoła – komplementuje swoją drugą połówkę.
Jak utrzymuje, znajduje czas na gotowanie, sprzątanie i zakupy.
- Nawet będąc zabieganą bizneswoman nie wolno zapominać, że jest się również żoną i matką - mówi.
Marzy o długim urlopie – bez telefonów, spotkań, przeglądania serwisów informacyjnych. Całej tej nerwowej bieganiny z zegarkiem w ręku.
- Już nie bardzo pamiętam, co to jest długi urlop – śmieje się. - Zawsze jednak udaje się wyskoczyć gdzieś z mężem na kilka dni. Najczęściej jest to Piknik Country w Mrągowie, bo mąż zajmuje się też muzyką. Nie tylko pracą człowiek żyje. Trzeba mieć swój mały azyl, w którym można się skryć, gdy świat zbyt intensywnie puka do drzwi.
a.pudrzynski@extraswiecie.pl
Komentarze (0)