Otwierając dyskotekę przy ul. Wyszyńskiego Andrzej Smeja miał dość prosty plan - stworzyć najlepsze w Świeciu miejsce do zabawy. Początek lat 90. sprzyjał ludziom z inicjatywą, zwłaszcza tym, którzy mieli trochę gotówki i wiedzieli, jak ją zainwestować. Nie bez znaczenia był również fakt, że konkurencja na rynku była znikoma.
Najgorsza kara
Jeśli ktoś chciał się dobrze bawić w weekend, to wiadomo było, że musiał pojawić się w Stokrotce, która w swoim złotym okresie, czyli przez całe lata 90. i pierwsze lata nowego stulecia, przyciągała młodzież nie tylko ze Świecia.
W tamtym czasie lokal był czynny przez sześć dni w tygodniu, od wtorku do niedzieli, chociaż największe imprezy były przede wszystkim w piątkowe i sobotnie wieczory. Stali bywalcy pojawiali się tam codziennie.
- Najgorszą karą, jaką mogli wyznaczyć mi rodzice, był zakaz wyjścia na dyskotekę. Ale nawet wtedy wymykałam się z domu. Zwykle pod pretekstem wyjścia na spacer z psem – śmieje się jedna z bywalczyń Stokrotki. - Biegłam do koleżanki, która również mieszkała na osiedlu Kościuszki, wsiadałam na ramę jej roweru, brałam psa pod pachę i jechałyśmy do „Stoci”. Po godzinie lub dwóch wracałam szczęśliwa do domu. To było jak nałóg. Dziś często wracam pamięcią do tamtych czasów i myślę sobie, ile bym dała, żeby choć na jeden weekend wróciło dawne życie.
Bo ja tańczyć chcę...
Na to, co grano od 1995 do 2002 roku, miał wpływ Tomasz Minga, który obok Marcina Kośmidra, nazywanego „Śpiewakiem”, był jednym z najbardziej rozpoznawalnych didżejów związanych ze Stokrotką.
- Jako młody chłopak odczuwałem wielką frajdę pracując na tak dobrym sprzęcie – mówił Tomasz Minga w jednym z wywiadów. - W połowie lat 90. płyta kompaktowa nie była rzeczą powszechnie dostępną, a my graliśmy tylko z CD. Co miesiąc wychodziły nowe specjalne składanki didżejskie i Andrzej Smeja je kupował. W zasadzie to było jedyne źródło aktualnych hitów. Nie można było sobie ich ściągnąć z Internetu, bo on dopiero raczkował. Radio też oferowało niewiele muzyki tanecznej.
Zdaniem didżeja to, że swoich ulubionych kawałków można było posłuchać w dobrej jakości tylko w dyskotece, miało pewien wpływ na frekwencję.
- Oczywiście nikt nie chodzi do dyskoteki, żeby jedynie słuchać muzyki, bo to nie filharmonia, tylko przede wszystkim, żeby potańczyć, ale graliśmy muzykę, która się podobała. Serwowaliśmy przeboje, które trafiając do Polski, były już hitami. Zresztą niektóre z nich nadal się gra.
Po zasiłek, a potem do Stokrotki
Zdaniem właściciela dyskoteki w latach 90. pewną przysługę oddało mu też państwo.
- Bezrobocie było duże, ale każdy, kto skończył szkołę, a nie znalazł pracy przez dłuższy czas mógł liczyć na „kuroniówkę”. Nie brakowało takich, którzy cały zasiłek miesiąc w miesiąc tracili na zabawę – wspominał Andrzej Smeja w miesięczniku „Teraz Świecie”.
Koszty wynajmu lokalu i konkurencja sprawiły, że w 2011 roku Stokrotka znikła z rozrywkowej mapy miasta. Po pewnym czasie lokal reaktywowano jako Parea Club.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Jak wspominacie „Stocię”? Czekamy na Wasze komentarze.