Pierwszym komendantem Szkoły Specjalistów Morskich w Świeciu był komandor ppor. Karol Korytowski (funkcję tę pełnił do 15 lipca 1925 r.). Instruktorami zostali oficerowie przeszkoleni w marynarce brytyjskiej: R. Dziewiałtowski-Gintowt, R. Stankiewicz, R. Pieńkowski, L. Ziembicki i W. Hawro.
W szkole szkolono na dwóch wydziałach: pokładowym, kierowanym przez komandora ppor. Józefa Czechowicza i technicznym, pod pieczą komandora ppor. inż. Hieronima Piotrowskiego.
W dziale pokładowym szkolono pokładowych, minerów, sygnalistów, pisarzy (posługując się współczesnym nazewnictwem - pracowników administracji) oraz gospodarzy. Natomiast w dziale technicznym maszynistów motorzystów i elektrotechników. Z czasem do SSM dołączono Szkołę Radiotelegrafistów i Radiomechaników Morskich. Z Modlina przeniesiono też Szkołę Nurków.
"Żołnierz Polski", 3 sierpnia 1924 r.
Poza normalnymi kursami, od 1923 r., w okresie letnim organizowano 3-miesięczne skrócone kursy dla specjalistów pokładowych, sterników sygnalistów, broni podwodnej (torpedystów), artylerzystów, maszynistów, motorzystów, palaczy, elektromechaników, pisarzy i gospodarczych.
Świecka Szkoła Specjaistów Morskich miała swój tymczasowy statut, który określał jej organizację, cele i zadania. Autorem był jej pierwszy komendant Karol Korytowski.
Ciekawostką jest artykuł, który ukazał się na łamach gazety „Żołnierz Polski” 22 grudnia 1925 r. Czytamy w nim m.in.:
Jakie korzyści przynosi służba w marynarce wojennej? Ani jeden rodzaj broni w wojsku nie przynosi tyle korzyści dla przyszłości człowieka, jak służba w marynarce wojennej, gdyż fach marynarski daje środki do życia. Każdy marynarz jest specjalistą. Czy to pokładowy, czy sternik, czy palacz, lub maszynista, radiotelegrafista-wszyscy pełnią samodzielną służbę według swojej specjalności, uzyskując kwalifikacje, które po służbie zabezpieczają im chleb. Zdemobilizowanego marynarza chętnie każdy przyjmie, czy to okręt handlowy, czy to kolej żelazna, czy to fabryka, gdyż wiedzą jak kształci służba w marynarce wojennej. A więc zastanów się czytelniku poważnie i pomyśl, czy nie warto pójść tam, gdzie z ciebie zrobią człowieka zdrowego, silnego, dającego sobie radę we wszystkich okolicznościach życia, a głównie nauczą cię tego, z czego będziesz miał w przyszłości kawałek chleba. [pisownia oryginalna]
"Żołnierz Polski", 11 kwietnia 1926 r.
Na łamach nieistniejącej już lokalnej gazety "Głos Celulozy" wielki pasjonat historii ziemi świeckiej, Jan Kamiński, pisał m.in. że Szkoła Specjalistów Morskich przez jakiś czas miała swoją siedzibę w dawnej Szkole Wydziałowej (obecnie Szkoła Podstawowa nr 7 przy ul. Mickiewicza).
W 2019 r. mury tej szkoły odwiedzili żołnierze z Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej w Ustce (kontynuatorzy tradycji Szkoły Specjalistów Morskich) podczas rowerowej wycieczki historyczno-wojskowej pod nazwą "Unrug Bike Race".
Na ile prawdziwa jest informacja, że w szkole mieściła się siedziba SSM, trudno dziś powiedzieć. Czy zajmowali cały budynek, czy tylko jego część? Z dostępnych źródeł wiadomo że SSM cierpiała m.in. na brak pomieszczeń do nauki. Jak pisał Jan Kamiński, do celów szkolenia miały być wykorzystywane pomieszczenia piwniczne w koszarach.
"Żołnierz Polski", 9 maja 1926 r.
Jak wspomniano wcześniej, warunki lokalowe SSM w Świeciu i oddalenie od bazy floty, nie sprzyjały właściwemu przebiegowi szkolenia specjalistów. Nikt nie miał wątpliwości, że szkoła powinna znajdować się nad morzem. Jednak na ledwo co zagospodarowanym polskim odcinku wybrzeża Bałtyku brak było odpowiedniej infrastruktury na ten cel. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero wraz z postępami prac przy budowie Gdyni.
Korzystając z pośrednictwa Francuskiej Misji Morskiej postanowiono kupić zdeklasowany krążownik francuski D’Entrecasteaux (zwodowany 12 czerwca 1896 r.). Na nim to właśnie miała znaleźć swoje miejsce SSM. 7 marca 1927 r. zakupiony został po cenie złomu za 2,8 mln franków.
Odebrany został przez wysłanych przedstawicieli z SSM w Świeciu (4 oficerów i 45 marynarzy), którzy przybyli do Francji na pokładzie parowca Suffren. 30 lipca 1927 r. nastąpiło podniesienie polskiej bandery w Cherbourgu.
Jak wspominał kontradmirał Włodzimierz Steyer:
Na trzeci dzień przyszła odpowiedź. Nadać okrętowi nazwę Król Władysław IV (koszary w Świeciu były jego imienia).
Fragment pierwszej strony "Tygodnika Ilustrowanego", 20 sierpnia 1927 r.
Dalej pisał, że Francuzi chcąc się wykazać, w tajemnicy przed Polakami wykonali przez noc odpowiedni napis, tyle że koślawą polszczyzną – Kral Wladyslaw IV. Z taką nazwą na holu holowników Mammouth i Pingouin wyszedł w morze.
Tuż przed wpłynięciem do Kanału Kilońskiego postanowiono poprawić błędne litery na nowo. Zbiegło się to z wiadomością, że kierownictwo Marynarki Wojennej postanowiło zmienić nazwę okrętu.
Jak pisał Marek Twardowski w czasopiśmie "Morza, statki i okręty": Podobno chodziło o niepodtrzymywanie istniejących w kraju ciągot monarchistycznych. W początkach sierpnia nadano więc okrętowi bardziej neutralną nazwę Bałtyk (KMW potwierdziło ją rozkazem dopiero w listopadzie 1927 r.).
Wraz z przybyciem tego okrętu kończy się działalność Szkoły Specjalistów Morskich w Świeciu, która została przeniesiona do Gdyni.
redakcja@extraswiecie.pl
Komentarze (0)