Mieszkam w Świeciu.
Niektórzy pewnie nawet nie wiedzą, gdzie to jest — ale dla mnie i dla wielu moich znajomych to centrum świata. Tu się urodziliśmy, wychowaliśmy, tu chodziliśmy do szkół. Mamy tu rodziny, wspomnienia, wspólne historie.
I choć wielu mówi, że Świecie nie daje wielkich perspektyw, że bliżej Bydgoszcz i tam „coś się dzieje” — to ja widzę to inaczej. Bo przecież nie każdy chce wyjeżdżać. Nie każdy marzy o życiu w dużym mieście. Wielu z nas chce zostać tu, gdzie czuje się dobrze. Ale żeby zostać — trzeba mieć z czego żyć.
Zaczynasz więc myśleć o własnym biznesie. Ale co?
Gastronomia? Każdy wie, jak to wygląda — wysokie koszty, duże ryzyko, a konkurencja rośnie szybciej niż ceny produktów.
Sklep stacjonarny? Może jakaś Żabka? Fajnie brzmi… dopóki nie policzysz wszystkiego i nie zobaczysz, jak trudny to rynek. Kolejny odgrzewany kotlet.
I wtedy przyszła myśl: a może sklep internetowy?
Nie mówię o jakimś gigancie jak Allegro, ale o czymś swoim. Coś, co działa na cały kraj, ale jednocześnie obsługuje też klientów lokalnych.
Bo przecież czemu nie?
Wpadłem na dane, które mnie zszokowały: ponad 75% Polaków robi zakupy w sieci.
To nie trend — to rzeczywistość. I ogromny rynek.
Tylko że… jak duży rynek, to i pewnie duża konkurencja, prawda?
I właśnie o tym myślę coraz częściej: czy sklep internetowy to szansa na niezależność bez konieczności wyprowadzki z mojego miasta?
Czy sprzedaż online może działać lokalnie?
Zastanawiam się: czy sklep internetowy musi być ogólnopolski, żeby miał sens?
A może da się go prowadzić lokalnie, tu w Świeciu?
Przecież mamy tu swoją społeczność, znajomych, sąsiadów, grupki na Facebooku.
Wystarczy dobrze to rozegrać:
✔️ Promocja przez znajomych w social mediach — kilka postów, trochę udostępnień i wieść się roznosi.
✔️ Ulotki w skrzynkach i sklepach osiedlowych — stary sposób, ale nadal działa.
✔️ Własna dostawa — na rowerze, jak za dawnych lat. Tani, ekologiczny, lokalny trend.
Patriotyzm lokalny to też potężne narzędzie.
Jeśli ludzie zobaczą, że kupując u mnie, wspierają „swojego” — może zadziałać. Może to właśnie klucz.
Jasne, Świecie to nie metropolia. Mamy około 25 tysięcy mieszkańców.
I choć statystyki mówią, że 75% Polaków robi zakupy w sieci, to szczerze?
Nie wierzę, że w małym mieście to wygląda tak samo. Ale nawet jeśli realnie robi to tylko 10 tysięcy ludzi — to wciąż ogromny potencjał.
Zwłaszcza jeśli chodzi o codzienne zakupy, produkty lokalne albo rzeczy, których nie chce się szukać po Bydgoszczy czy Allegro.
Jeśli to dobrze zaplanować, naprawdę może się udać.
No dobra… ale co właściwie sprzedawać?
Pomyśleć o sklepie internetowym to jedno, ale wiedzieć, co sprzedawać — to zupełnie inna sprawa.
Nie chcę przecież otwierać czegoś tylko po to, żeby „było”. To ma mieć sens. Ma się sprzedać.
Zacząłem więc drążyć temat i natrafiłem na konkretne dane — statystyki zakupów online w Polsce.
I tu ciekawostka:
TOP 3 kategorie najchętniej kupowane w internecie to:
- Odzież, akcesoria i dodatki – aż 74% klientów kupuje te rzeczy online.
- Obuwie – 65% kupujących wybiera buty przez internet.
- Kosmetyki i perfumy – 62% internautów dodaje je do koszyka.
Co to oznacza dla mnie?
Że jeśli chcę wystartować z czymś, co ma realną szansę się sprzedać, to powinienem trzymać się którejś z tych kategorii.
Odzież, buty, kosmetyki — nie brzmi to jak wielkie zaskoczenie, ale właśnie to jest ich siłą: wszyscy tego potrzebują, stale.
Tylko teraz pytanie: jak podejść do tego lokalnie? Jak nie wtopić, nie zginąć w tłumie i… nie zostać z kartonami towaru w piwnicy?
Co sprzedawać już wiem. Ale jak to sprzedawać?
Pomysł na asortyment jest. Ale teraz trzeba odpowiedzieć na trudniejsze pytanie:
Jak właściwie wystartować z tą sprzedażą?
Opcja 1: Współpraca z lokalnym sklepem
Pierwszy pomysł, który przyszedł mi do głowy, to nawiązanie współpracy z lokalnym sklepem.
Może jakiś butik, może sklep obuwniczy, może nawet drogeria?
Oni mają zatowarowanie, mają magazyn. Ja mógłbym zająć się częścią online.
Strona, obsługa zamówień, promocja, social media — to przecież coś, co potrafię ogarnąć.
Problem?
Znalezienie otwartego sprzedawcy.
Nie każdy będzie chciał dzielić się zyskiem albo próbować czegoś nowego.
Z drugiej strony — właściciele sklepów widzą, co się dzieje.
Widzą, że klienci uciekają do internetu.
Zwłaszcza ci starsi sprzedawcy pamiętają, jakie były obroty „przed erą Allegro i Zalando” — i chyba zdają sobie sprawę, że bez internetu wiele się nie zdziała.
To opcją wartą przemyślenia. Kto wie, może rozmowa przy kawie otworzy drzwi?
Opcja 2: Dropshipping
Druga opcja to dropshipping — czyli sprzedaż towaru, którego nie mam fizycznie na stanie.
Towar wysyła hurtownia, ja zajmuję się tylko stroną, marketingiem i obsługą klienta.
Brzmi lekko? Bo trochę tak jest.
Z tego co wyczytałem, próg wejścia jest niemal zerowy. Wystarczy sklep, trochę reklamy i można działać.
Ale… (i to duże „ale”):
- konkurencja jest ogromna
- marże niskie
- i często klientów wygrywa się tylko ceną, a to nigdy nie jest długofalowa strategia
Z drugiej strony — może warto zrobić coś, czego inni dropshipperzy nie robią?
Skupić się na rynku lokalnym.
Promować się jako „sklep z okolicy”, szybka dostawa rowerem, odbiór osobisty?
To już brzmi inaczej niż kolejne konto na Allegro z tymi samymi skarpetkami co 10 tysięcy innych sprzedawców.
Opcja 3: Sklep z dofinansowaniem
Jest jeszcze trzecia droga — z dofinansowaniem z UE albo innego programu dla startupów.
Otworzyć mały sklepik, który działa zarówno offline, jak i online.
Stworzyć coś z duszą, ale oparte na danych.
Tylko jak sprawdzić, czego ludzie w mieście potrzebują?
Chodzić po Świeciu i robić zdjęcia ludziom w butach?
Trochę śmieszne, ale kto wie — może warto?
Z jednej strony — największa niezależność, pełna kontrola, budowa czegoś trwałego.
Z drugiej — największy ciężar i ryzyko.
Dotacja to pieniądz, który trzeba dobrze rozliczyć. A jak nie wypali? To zostajesz z lokalem i kredytem do spłaty.
Na razie wszystko to jeszcze luźne rozważania. Ale widzę jedno:
Opcji jest więcej, niż się wydaje.
Jak zdobywać pierwszych klientów?
Nie ma nic bardziej frustrującego niż sklep, który działa, wygląda ładnie, wszystko dopięte… tylko klientów brak.
Dlatego już na etapie planowania myślę, jak dotrzeć do pierwszych kupujących — i to bez budżetu na kampanię Google Ads.
Zaczynam lokalnie. Bo właśnie lokalność może być przewagą:
✔️ Facebook i grupy lokalne — w Świeciu jest kilka grup, gdzie ludzie szukają produktów, usług, pytają i polecają. Jeden dobry post potrafi zdziałać cuda.
✔️ Znajomi i ich znajomi — nie ma nic złego w wysłaniu info do bliskich. Jeśli sami nie kupią, może udostępnią? Lokalny łańcuszek działa.
✔️ Ulotki, plakaty, baner na płocie — tak, serio. Dobre ulotki z krótkim przekazem i QR-kodem mogą trafić do osób, które nawet nie wiedzą, że w Świeciu działa jakiś sklep online.
✔️ Własna dostawa — „Zamów do 17:00, a dostarczę jeszcze dziś na rowerze” — brzmi to swojsko i eko zarazem.
✔️ Pierwsze opinie — kiedy pojawią się pierwsze zamówienia, warto prosić o komentarz. Nawet jedno zdanie wrzucone na stronę buduje zaufanie.
Jak się nie zniechęcić po pierwszym miesiącu?
Otworzyć sklep to jedno — utrzymać w nim motywację po pierwszym, słabym miesiącu to zupełnie inna historia.
Widziałem już wielu, którzy po kilku tygodniach bez zamówień zamykało stronę i wyrzucało pomysł do kosza.
A przecież:
- Pierwszy miesiąc to test — uczysz się, czy coś działa, co trzeba poprawić.
- Drugi miesiąc to walka — lepsze opisy, pierwsze zamówienia, więcej promocji.
- Trzeci to planowanie — wtedy dopiero można myśleć o skalowaniu.
Zwłaszcza lokalnie, z małym budżetem, czas jest Twoim sprzymierzeńcem, nie wrogiem.
To, że sąsiedzi jeszcze nie klikają „Kup teraz”, nie znaczy, że nie klikną jutro.
Tu nie chodzi o fajerwerki — chodzi o wytrwałość.
Plusy i minusy prowadzenia sklepu z małego miasta
Prowadzenie sklepu internetowego z perspektywy mieszkańca Świecia ma swoje realne zalety — ale nie oszukujmy się, są też ograniczenia. I trzeba je brać pod uwagę.
Plusy:
- Niższe koszty życia i prowadzenia biznesu – lokal na sklep czy magazyn wynajmiesz dużo taniej niż w dużym mieście.
- Lokalna lojalność i sympatia – jeśli zbudujesz zaufanie, klienci będą chętnie wracać, zwłaszcza gdy wiedzą, że kupują „od swojego”.
- Mniejsza konkurencja na miejscu – w Świeciu nie ma tylu sklepów, co w Bydgoszczy czy Toruniu. Masz szansę być zauważony szybciej.
Minusy:
- Ograniczona liczba klientów – 25 tysięcy mieszkańców to nie Warszawa. Nawet jeśli część z nich kupuje online, to baza klientów lokalnych ma swoje granice.
- Trudniejszy start bez budżetu na promocję krajową – jeśli chcesz działać szerzej, musisz inwestować w reklamę, bo nikt nie trafi do Twojego sklepu przypadkiem.
- Dostawy mogą być droższe lub wolniejsze – jeśli współpracujesz z hurtowniami spoza regionu, musisz liczyć się z logistyką i opóźnieniami.
- Trzeba zbudować zaufanie od zera – w małym mieście ludzie nie lubią nowości. Zanim przekonasz ich do zakupów online, może minąć trochę czasu.
Ale czy to znaczy, że się nie da?
Nie.
To znaczy tylko tyle, że trzeba dobrze zaplanować i działać mądrze.
Podsumowanie — może to właśnie jest moja droga?
Nie wiem jeszcze, czy za miesiąc będę właścicielem sklepu internetowego, czy dalej tylko będę o tym pisał. Ale wiem jedno — coraz bardziej wierzę, że to możliwe. Nawet w Świeciu. A może właśnie szczególnie w Świeciu.
Nie chcę wyjeżdżać. Chcę zostać tu, gdzie czuję się u siebie. I jeśli mogę połączyć lokalność z handlem online, to może wcale nie potrzebuję galerii handlowej czy stoiska w centrum. Może wystarczy dobry pomysł, kawał pracy i wiara w to, że warto.
Pomysłów mam kilka. Z kim współpracować — to się okaże. Co sprzedawać — już wiem. A jak sprzedawać? Jeszcze się uczę. Ale jedno wiem na pewno:
Nie chcę czekać, aż ktoś wymyśli pracę dla mnie. Wolę sam ją sobie stworzyć.
I może właśnie sklep internetowy to pierwszy krok.
Źródło danych: