Nostalgia? Czy może chęć wyróżnienia się w tłumie? W przypadku urodzonych po roku 1980 tylko do drugie. Jeśli idzie o pozostałych pasjonatów możemy mieć do czynienia z mieszanką obu tych zjawisk. Od pewnego czasu coraz mocniej akcentują swoją obecność fani aut z czasów PRL-u. Zawiązują się kluby, powstają strony internetowe poświęcone konkretnym modelom, organizowane są zloty.
Fiat ze szpitala
Jędrzej Adryańczyk swojego pierwszego fiata 125p kombi nabył na przełomie roku 1999 i 2000.
- O wyborze zadecydowała cena - tłumaczy. - Samochód kupiłem od szpitala, gdy wymieniano tabor w rejonowej kolumnie transportu sanitarnego. Dokładny przebieg był nieznany, bo licznik miał tylko pięć cyfr i po przejechaniu 99 999 km zerował się.
Fiat towarzyszył mu przez cały okres studiów w Gdańsku. Dziś byłby stylowym gadżetem, młodzież określiłaby, hipsterskim.
- Wtedy niektórzy patrzyli na mnie z lekkim politowaniem - śmieje się. - Marzeniem młodych ludzi były golf II albo garbus. Fiatami i polonezami rolnicy przywozili na targowisko jaja, ogórki i drób. Innych skojarzeń w zasadzie nie było.
Średnia cena dobrze zachowanego fiata 125p z 1983 r. wynosi około 15 tys. zł. Co jakiś czas pojawiają się jednak perełki, których cena dochodzi nwet do 100 tys.
Wyzbywanie się aut rodzimej produkcji było tak masowe, że całkiem przyzwoity samochód można było kupić za 500 zł.
- W dodatku części zamienne były śmiesznie tanie - wspomina Adryańczyk. - Niektóre kupowałem w cenie złomu. Sklepy pozbywały się ich za bezcen w przekonaniu, że jeśli nie zrobią tego teraz, to później nikt ich nie zechce. Jeśli ktoś zainwestował i zrobił większy zapas, to dziś może zbijać kokosy.
Bo fanatyków fiatów i polonezów nie brakuje. Średnia cena dobrze zachowanego fiata 125p z 1983 r. wynosi około 15 tys. zł. Co jakiś czas pojawiają się jednak perełki, których cena dochodzi nwet do 100 tys. Co więcej, są ludzie gotowi tyle zapłacić. Bo klasyk w stanie niemal fabrycznym - a takie się trafiają - będzie przykuwał większą uwagę niż kolejny mercedes czy terenowe bmw rocznik 2019.
Polonez pomógł zbudować dwa domy
Z czasem w Adryańczyku miłość do aut o PRL-owskim rodowodzie wzrastała. Na tyle, że w 2005 r. zainwestował w poloneza caro plus.
- To był już poważny wydatek, 5 tys. zł, na który mogłem sobie pozwolić w momencie podjęcia stałej pracy. W tym przypadku był to już bardzo świadomy zakup. Zupełnie nie interesowały mnie samochody, nazwijmy to markowe, jakimi jeździła większość moich rówieśników.
Pojawienie się kolejnego poloneza trucka, odmiana pickupa, produkowanego w latach 1988–2003, była ściśle związana z budową domu.
- Potrzebowałem solidnej przyczepki, ale okazało się, że takie, które mi odpowiadały kosztowały około 2 tys. zł - mówi pan Jędrzej. - Taniej wyszedł zakup poloneza, którego gdzieś wyszukałem za 1,2 tys. zł. Harował najpierw przy budowie mojego domu, a później kolegi przez pięć lat. Potem sprzedałem go za 600 zł.
Odnawianie i różnego rodzaju naprawy są elementem tej pasji. Jeśli ktoś posiada trochę wiedzy z mechaniki, to większość może zrobić samodzielnie
Z zupełnie innym zamiarem niż trucka w 2007 r. kolekcjoner z Czapelek nabył oliwkowego fiata 125p. W ostatniej chwili uratował go przed złomowaniem.
- To bardzo bogata wersja z okresu środkowego Gierka - objaśnia. - Wystarczy powiedzieć, że wyposażono go w oświetlenie silnika, bagażnika, podłokietniki dla pasażerów siedzących z tyłu. Niestety, czas zrobił swoje. Najbardziej jego upływ odczuła blacharka. Jednak odnawianie i różnego rodzaju naprawy są elementem tej pasji. Jeśli ktoś posiada trochę wiedzy z mechaniki, to większość może zrobić samodzielnie.
Gdy pojawia się problem natury technicznej lub potrzebna jest jakaś część, zawsze można skorzystać np. z pomocy członków FSO Autoklubu działającego przy Muzeum Techniki w Warszawie. Pan Jędrzej jest z nim związany od momentu powstania klubu w 2002 r.
Im gorszy, tym lepszy
Jedną z okazji do spotkań w realu są organizowane co dwa lata zloty właścicieli fiatów 125p i FSO 1500 (1 stycznia 1983 r. wygasła umowa licencyjna między Fiatem a FSO, w związku z czym musiano zmienić nazwę auta na FSO 125p), które odbywają się nad węgierskim Balatonem.
- O ile u nas tymi samochodami zazwyczaj jeżdżą ludzie stosunkowo młodzi, o tyle tam, w większości są to panowie powiedzmy 50 plus, którzy mają te auta od nowości - mówi Adryańczyk. - To najlepiej świadczy o tym, jak dobre były to samochody, mimo oczywistych wad, których każdy z nas jest świadomy.
Dowodem na to, że polskie produkcje świetnie znoszą trudy długich podróży może być rajd Złombol.
- Formuła tego rajdu jest nieco prześmiewcza - objaśnia Jędrzej Adryańczyk. - Generalnie im gorszym wozem ktoś przyjedzie - warunkiem jest, że został on wyprodukowany w którymś z krajów demokracji ludowej - tym lepiej. Co roku uczestnicy rajdu zbierają pieniądze na wypoczynek dzieci z domów dziecka.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Brawo Jędrzej!
Brawo Jędrzej!
Trafić tak Syrenę Bosto lub
Trafić tak Syrenę Bosto lub R20. Fantazja…
Brawo kuzyn 😀 Mojego 125p
Brawo kuzyn 😀 Mojego 125p ’80 niestety nie udało mi się utrzymać, ale życzę Ci, aby Twoje skarby były z Tobą do końca świata i o jeden dzień dłużej 😀