Wszyscy mówią, że dzieci przeżywają w domu piekło. Sąd uważa inaczej

- Gdy policja zabierała dzieci ze szkoły, żadne z czwórki rodzeństwa nie protestowało, nie pytało o mamę, nie mówiło, że chce do domu - relacjonuje z przejęciem jeden ze świadków tego zdarzenia. - Wręcz cieszyły się. Przerażone były dopiero następnego dnia, gdy dowiedziały się, że sąd każe im wracać do matki i jej konkubenta.

133752509_s

REKLAMA

Co kierowało sędzią, który 22 listopada zdecydował, że czwórka dzieci, zabranych dzień wcześniej ze szkoły przez policję w trybie interwencyjnym, ma wrócić do rodzinnego domu?

Sąd Rejonowy w Świeciu informuje, że w sprawie zostało wydane postanowienie na posiedzeniu niejawnym. Po zmianie przepisów Kodeksu Postępowania Cywilnego nie zostało sporządzone uzasadnienie, które sporządza się wyłącznie na wniosek strony – to odpowiedź sądu na zadane przez nas pytanie o przesłanki, jakimi kierował się sędzią.

Werdykt w sprawie losu dzieci oburzył wiele osób zaangażowanych w tę sprawę.
REKLAMA

- Jeszcze tego samego dnia, gdy dowiedzieliśmy się o kompletnie dla nas niezrozumiałej decyzji, złożyliśmy zażalenie na postanowienie sędziego sądu rodzinnego - mówi Marzena Brac, kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Świeciu.

W przekonaniu OPS, decyzję podjęto bez właściwego rozpoznania dowodów.

- Kilka niezależnych instytucji i świadków alarmuje, że w tej rodzinie dzieją się rzeczy bardzo złe, odciskające piętno na psychice dzieci - argumentuje Marzena Brac. - Tymczasem sędzia twierdzi, że nie ma zagrożenia dla życia i zdrowia nieletnich, dlatego mogą wrócić do matki. Czy musi dojść do jakiejś tragedii, żeby interweniować? Chyba powinniśmy działać z wyprzedzeniem widząc, na co narażone są te dzieci?
REKLAMA

Na co konkretnie? Tego Marzena Brac nie chce zdradzić, by nie złamać przepisów chroniących podopiecznych ośrodka. Dotarliśmy jednak do osób, które sporo wiedzą na temat tego, co dzieje się w jednej z rodzin w Grucznie.

Hiacynta W. wychowuje czwórkę dzieci: dwóch chłopców w wieku 6 i 8 lat oraz dwie dziewczynki w wieku 10 i 11 lat. Piąta z rodzeństwa, najstarsza córka, którą wcześniej opiekowali się dziadkowie, nie mieszka z nią. Wyprowadziła się do internatu.

Hiacyncie W. wielokrotnie zarzucano niewłaściwą opiekę nad dziećmi. Najczęściej chodziło o higienę. Bagatelizowała uwagi, że dzieci mają wszy i należy się pozbyć insektów. Twierdziła, że w domu wszy nie ma i na pewno dzieci przyniosły je ze szkoły, tak więc to szkoła powinna zająć się problemem, a nie ona.
REKLAMA

Podobnych utarczek było więcej. Jednak poważne problemy zaczęły się w momencie, gdy przed rokiem w życiu samotnej matki pojawił się nowy partner. Przyjechał do niej z drugiego końca Polski. Podobno poznała go w internecie.

- Na początku wydawał się nawet miły - mówi jedna z sąsiadek. - Normalnie odnosił się do nas i do dzieci Hiacynty. Zaczęło nas jednak niepokoić coś innego. Matka, zafascynowana nowym konkubentem, coraz bardziej traciła zainteresowanie dziećmi. Regularnie widzieliśmy, jak o późnej porze włóczyły się po wsi. Wydawały się też coraz bardzie zaniedbane. Trochę dziwny wydawał się nam też nowy zwyczaj w domu Hiacynty. Dzieci, żeby wejść do własnego domu, musiały zapukać i czekać aż ktoś im otworzy. Nie mogły wchodzić same.
REKLAMA

Po kilku miesiącach okazało się, że konkubent Hiacynty, kiedy poczuł, że jest już u siebie, zaczął odsłaniać swoje mroczne oblicze. Wszedł w regularny konflikt z sąsiadem. W czasie jednej ze sprzeczek zagroził, że wyru...a mu żonę i córkę. Tego było za wiele. Oberwał od sąsiada w twarz. Sytuacja zaogniła się jeszcze bardziej.

Ściany w domu, w którym mieszka rodzina Hiacynty, są bardzo cienkie. Nie chronią rodzinnych tajemnic. Bez trudu można usłyszeć głośniej wypowiadane słowa. A te, które padają  w jej mieszkaniu, przerażają sąsiadów. Dzieci ustawicznie są poniżane i obrażane w najohydniejszy sposób.

- Pewnego dnia 11-letnia Patrycja wróciła głodna z basenu i zapytała się czy dostanie coś do jedzenia - opowiada nam jeden ze świadków. - Wtedy konkubent Hiacynty odparł dziewczynce, że jak chce jeść, to ma mu najpierw wylizać ch…a. Te słowa wyraźnie słyszało kilka osób.
REKLAMA

Po doniesieniu, które trafiało na policję i do szkoły, w czwartek 21 listopada dzieci zabrano ze szkoły do rodzin zastępczych.

- Rzeczywiście, taka interwencja, przeprowadzona w trybie pilnym, miała miejsce. Nie mogę jednak podać więcej informacji w tej sprawie - mówi mł. asp. Julia Świerczyńska, p.o. oficera prasowego Komendy Powiatowej Policji w Świeciu.

Czworo dzieci z Gruczna trafiło do dwóch rodzin zastępczych.
REKLAMA

- Gdy policja zabierała dzieci ze szkoły, żadne z  rodzeństwa nie protestowało, nie pytało o mamę, nie mówiło, że chce do domu - relacjonuje z przejęciem jeden ze świadków zdarzenia. - Wręcz cieszyły się. Przerażone były dopiero następnego dnia, gdy dowiedziały się, że sąd każe im wracać.

Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, po usłyszeniu decyzji sędziego, 11-latka dostała ataku histerii. Zapowiedziała, że za nic nie wróci do domu, dlatego nadal pozostaje pod opieką rodziny zastępczej.

Z domu wyniósł się, zapewne chwilowo, do momentu aż sprawa trochę ucichnie, konkubent Hiacynty W.

redakcja@extraswiecie.pl

Imiona matki i córki zostały zmienione.
REKLAMA


Udostępnij

Wybrane dla Ciebie

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors