Przez dwadzieścia cztery lata wójt gminy Pruszcz, a przez ostatnie cztery starosta świecki. Oprócz tego prowadzi pan 50-hektarowe gospodarstwo. Starcza panu czasu na cokolwiek innego poza pracą?
Wolny czas to luksusowy towar, którego często mi brakuje (śmiech).
To po co to panu? Nie lepiej zająć się tylko gospodarstwem?
Taki już jestem, że lubię działać, brać udział w tworzeniu czegoś nie tylko dla siebie, ale też dla innych. Nie zawsze jest łatwo. Nie zawsze się udaje. Trzeba być gotowym nie tylko na słowa uznania, ale też krytyki, jeśli coś poszło nie tak. Bywają lepsze i gorsze chwile. Dlatego tak ważne jest to, aby mieć koło siebie doświadczonych, zaangażowanych współpracowników, na których można liczyć. Ja na szczęście takich mam. Ale najważniejsze jest wsparcie bliskich. Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo mogę również liczyć na rodzinę. To bardzo pomaga. Niewiele bym osiągnął, gdyby nie moja żona Marianna, z którą jesteśmy razem od 38 lat, czy moje dzieci. Żona i jeden z synów pomagają mi na co dzień w gospodarstwie. Są dla mnie wielkim wsparciem.
Starosta nie jest wybierany bezpośrednio przez mieszkańców, jak wójt czy burmistrz. Powołuje go rada. Niedługo skończy się pana kadencja. Będzie pan ponownie kandydował na radnego Rady Powiatu Świeckiego z okręgu 4, obejmującego gminy Bukowiec, Pruszcz i Świekatowo. Jakie towarzyszą panu odczucia, kiedy spojrzy pan wstecz na minione cztery lata? Satysfakcji? Niedosytu?
Po części jednego i drugiego. Byłbym skończonym pyszałkiem, gdybym powiedział, że wszystko udało mi się zrealizować. Przykładem są drogi powiatowe. W tym temacie wciąż jest wiele do zrobienia. I dlatego czuję niedosyt. Ale z drugiej strony bardzo wiele zrobiliśmy dla poprawy ich stanu. W ciągu ostatnich czterech lat pozyskaliśmy ponad 18 mln zł dofinansowania ze środków zewnętrznych na przebudowę ponad 65 km dróg powiatowych. W trosce o komfort i bezpieczeństwo mieszkańców przejęliśmy też 45 km dróg wojewódzkich wraz z pieniędzmi na ich przebudowę.
Z jakim nastawieniem zaczynał pan pracę starosty w 2014 roku?
Z chęcią do działania. Wiedziałem jednak, że nie będzie to lekka praca. Ale ja lubię ciężko pracować. Duża ilość obowiązków mnie nie przeraża.
Zdarza się panu czasami zdenerwować?
Pewnie, jak każdemu.
Pytam, bo ma pan opinię człowieka bardzo cierpliwego i spokojnego.
Każdy ma swój próg wytrzymałości, którego lepiej nie przekraczać. Ja też. Tyle tylko, że być może mój jest ustawiony nieco wyżej… (śmiech).
Miał pan w pracy starosty, jakieś sztywne zasady i postanowienia, których starał się trzymać?
Tak, aby nie zapominać, kim się jest i nie pozwolić, żeby woda sodowa uderzyła do głowy. Zawsze starałem się być sobą, a jednocześnie być blisko ludzkich spraw i problemów. Na tym przecież powinna polegać praca radnego czy starosty, prawda?
Komentarze (0)