Magdalena Stykała, z wykształcenia pedagog, prowadzi z mężem firmę w Bukowcu. Jest autorką trzech książek: "Grunt pod nogami", "Szlak serca" i "Legia Cudzoziemska damskim okiem, czyli pomarańcze na Antarktydzie". To głównie o tej ostatniej książce opowiadała podczas piątkowego spotkania autorskiego w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Świeciu.
Książka jest w znacznej części zapisem wspomnień jej dzisiejszego męża, a ówczesnego chłopaka oraz jego kolegów. To historia, która miała miejsce ponad 20 lat temu.
Jej przyszły mąż trafił do Legii Cudzoziemskiej pod koniec lat 90. Wstąpił do niej krótko po służbie wojskowej w marynarce wojennej.
Dlaczego zdecydował się zostawić na pięć lat swoją dziewczynę i rodzinę?
- To był trudny czas dla wielu młodych Polaków - wspominała Magdalena Stykała. - Brak pracy, niepewność. Wielu zdecydowało się wyjechać za granicę. Mój przyszły mąż uznał, że chyba najlepiej odnajdzie się właśnie w Legii Cudzoziemskiej.
Rozłąka dla młodych, zakochanych ludzi stanowiła niezwykłą próbę charakteru.
- Pamiętajmy, że nie było wtedy tanich SMS-ów, tylko listy i telefony raz na tydzień - autorka przypominała realia lat 90. - Zachowałam z tego okresu ponad 200 kart telefonicznych.
W roku 1998 Magdalena Stykała, wspólnie z siostrą narzeczonego, pojechały do Gujany Francuskiej w Ameryce Południowej, gdzie stacjonował jej wybranek. W pewnym momencie listy i krótkie rozmowy przestały wystarczać. Poza tym młoda kobieta chciała na własne oczy zobaczyć, jak wygląda życie legionisty w tym zupełnie obcym dla Polaków kraju.
W czasie pobytu w Gujanie mieszkała w jednym z akademików. Dzięki temu poznała m.in. żony i dziewczyny innych legionistów oraz kolegów narzeczonego.
- W powszechnych wyobrażenia Gujana Francuska przedstawiana jest jako kraj, gdzie na turystę może czyhać wiele niebezpieczeństw, ale nigdzie nie czułam się tak bezpiecznie, jak tam - zaznaczała. - Niebezpieczna była tylko przyroda, szczególnie owady.
Jedno z kluczowych pytań brzmi, dlaczego książka, bogato ilustrowana, powstał dopiero teraz? Ponad dwie dekady od tamtych wydarzeń.
- W domu w zasadzie o tym nie rozmawiamy - przyznała Magdalena Stykała. - Dzieci wiedzą, że tata był w Legii Cudzoziemskiej, ale to już przeszłość. Uznałam, że dobrze byłoby zachować te wspomnienia dla nich i dla wnuków.
Jak powiedziała autorka, innym powodem była chęć obalenia kilka mitów, jak chociażby ten, że Legia daje schronienie ludziom, którzy popadli w konflikt z prawem.
Autorka zdecydowanie temu zaprzecza.
- Nic podobnego. Przestępcy nie mają czego tam szukać. Każdy kandydat jest dokładnie prześwietlany. Nikt nie otrzymuje też nowej tożsamości, chociaż krótko po II wojnie światowej faktycznie tak się zdarzało. Wówczas do Legii Cudzoziemskiej trafiało sporo Niemców np. służących w SS. Ale to już przeszłość, która nie ma nic wspólnego z tą formacją obecnie - mówi Magdalena Stykała
Co jeszcze można znaleźć w książce "Legia Cudzoziemska damskim okiem, czyli pomarańcze na Antarktydzie"? To również opowieść o kobietach, które tęsknią i zupełnie normalnych chłopakach, którzy postanowili spróbować niezwykłego życia. Bo, jak przekonywała autorka, wspólna służba bywa często źródłem przyjaźni na całe życie.
a.bartniak@extraswiecie.pl
REKLAMA
Maszeruj albo giń. To ich
Maszeruj albo giń. To ich motto proszę pani
Państwo Stykała bardzo
Państwo Stykała bardzo sympatyczni ludzie. Pozdrawiam.