Dziwny świadek i milczący oskarżony. Sprawca wypadku, w którym zginęło małżeństwo, stanął przed sądem

W środę ruszył proces Tomasza K., sprawcy wypadku, w którym zginęli Krystyna i Jan Chełmowscy. 27-latek był pod wpływem amfetaminy. Dość nieoczekiwanie kilku świadków zaczęło wspominać o tym, że małżonkowie prawdopodobnie nie mieli zapiętych pasów. Najwięcej do powiedzenia na ten temat miał mężczyzna, którego sąd wcale nie wzywał na dzisiejszą rozprawę.  

tomasz-22

REKLAMA

Po trzech miesiącach od tego tragicznego zdarzenia ruszył proces Tomasza K. oskarżonego o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz prowadzenie pod wpływem środków odurzających.

Przypomnijmy. W sobotę 16 stycznia około godz. 14.00 na drodze powiatowej w Michalu koło Dragacza, kierujący volkswagenem golfem 27-latek nie dostosował prędkości do warunków pogodowych (padał wtedy śnieg), na łuku drogi zjechał na drugi pas ruchu i zderzył się czołowo z prawidłowo jadącą z naprzeciwka alfą romeo.

Za kierownicą znajdował się 66-letni mężczyzna, Jan Chełmowski. Siedząca na miejscu pasażera Krystyna Chełmowska zmarła w czasie resuscytacji. Niestety, dwa dni później, na skutek odniesionych obrażeń, w szpitalu zmarł również jej mąż.

Tomasz K. podczas rozprawy w świeckim sądzie / Fot. Andrzej Bartniak

Oskarżony Tomasz K. odmówił składania wyjaśnień podczas środowej rozprawy w Sądzie Rejonowym w Świeciu. Zdecydował się tylko na krótkie oświadczenie, w którym przyznał się do winy i przeprosił za to, co się stało.

- Ci państwo byli znajomymi moich rodziców - podkreślał. - Będę musiał z tym żyć do końca swojego życia.

To były jedyne słowa wypowiedziane przez niego na sali rozpraw.

W sumie w ciągu czterech godzin sąd wysłuchał zeznać ośmiu świadków. Najciekawsze i najbardziej zaskakujące były te złożone przez Adama B. Nie otrzymał on wezwania na rozprawę, a mimo to się stawił. Jak tłumaczył, dostał awizo, ale go nie odebrał, podejrzewał jednak, że to pismo z sądu będące wezwaniem. Tłumaczenie dość mętne, ale sąd je przyjął.
REKLAMA

Związek Adama B. ze sprawą był znikomy, dlatego nie wzywano go, by stawił się osobiście. W zupełności wystarczyło to, co powiedział policji. Jeszcze dziwniejsze okazały późniejsze wydarzenia.

W zasadzie Adam B., który na miejscu wypadku pojawił się jako jeden z pierwszych, ale później szybko odjechał, dobrze pamiętał tylko to, że małżonkowie nie mieli zapiętych pasów i byli mocno wbici w kokpit. Natomiast gdy przyjechał na miejsce powtórnie po około godzinie, rzekomo słyszał od ratowników, którzy mieli mówić, że gdyby nie to, że państwo Chełmowscy nie mieli zapiętych pasów, to skutki wypadku nie byłyby tak tragiczne.

Nie wiedzieć czemu, świadek nie pamiętał innych istotnych szczegółów. Zeznał, że zatrzymał się przy wypadku, bo rozpoznał samochód kolegi. Nie chciał jednak zdradzić sądowi, o jakiego kolegę chodzi.

Faktycznie, znał samochód Tomasza K., bo kilka dni wcześniej na parkingu stacji paliw w Warlubiu zatrzymała go policja i ukarała mandatem. Auto na niemieckich numerach nie było dopuszczone do ruchu (podobną wpadkę 15 stycznia zaliczył tym samym volkswagenem golfem Tomasz K., o czym pisaliśmy - patrz tekst poniżej).
REKLAMA


Samochodu nie zabrano na lawetę, bo nie znajdował się na drodze publicznej. Tak zeznał policjant, który najpierw kontrolował w Warlubiu Adama B. a później jako pierwszy zjawił się na miejscu wypadku, w którym życie stracili Chełmowscy.

Na pytanie sądu do kogo należał samochód, który widział na miejscu wypadku, Adam B. nie potrafił jednak odpowiedzieć.

- Jak to, jeździ pan pożyczonym samochodem i nie wie do kogo on należy?- dopytywał zdumiony sędzia Sławomir Sell.

Co ciekawe, mężczyzna wspomniał o incydencie na stacji paliw. Twierdził, że kontrola zakończyła się dla niego pomyślnie.

- Policjant skontrolował mi dokumenty, po czym odjechałem - tłumaczył Adam B.
REKLAMA

Nie pamiętał jednak, komu po przejażdżce oddał auto, które nie miało prawa poruszać się po polskich drogach.

Jednymi z ostatnich świadków byli bracia Tomasza K.: Sławomir K. i Andrzej K. To właśnie oni, jako pierwsi zeznali, że wyraźnie słyszeli od ratowników, że małżonkowie nie mieli zapiętych pasów. Andrzej K., w gospodarstwie którego pracował brat, opisał też przedpołudnie Tomasza, który w godzinach rannych, jak twierdził, na pewno nie był jeszcze pod wpływem amfetaminy.

- Najpierw pojechał z moją żoną po węgiel, a później miał jechać do fryzjera - mówił Andrzej K. - Potem go nie widziałam. Aż do momentu, gdy dostałem informację od żony, że prawdopodobnie brał udział w wypadku.

Z kolei Sławomir K. wskazywał na to, że młodszy brat przechodził w styczniu trudny okres.

- Zostawiał go dziewczyna, w 2019 zmarła nasza mama i to go załamało - próbował tłumaczyć zachowanie brata - Nie wiedziałem, że bierze narkotyki.
REKLAMA

Co ciekawe, stwierdził, że Tomasz K. był dobrym kierowcą. To dość niezwykłe, zważywszy na fakt, że nie miał on prawa jazdy.

Opinie na temat niezapiętych pasów bezpieczeństwa stoją w sprzeczności z tym, co zeznał świadek Robert S., który jako pierwszy pojawił się na miejscu wypadku i wezwał pomoc.  

Adwokat oskarżonego wnioskował o powołanie biegłego lekarza, który na kolejnej rozprawie ma odpowiedzieć na pytanie, czy zmarli małżonkowie w chwili zderzenia mieli zapięte pasy bezpieczeństwa.   

a.bartniak@extraswiecie.pl
REKLAMA

Udostępnij

Wybrane dla Ciebie

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors