Paula Kuklińska już po raz ósmy zadyryguje świeckim sztabem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Intensywnie pracuje już od kilku tygodni, bo przygotowania do finału zdecydowanie są żmudnym i rozbudowanym procesem.
- Po raz pierwszy zagrałam z Orkiestrą w 2007 r. Byłam wtedy w pierwszej klasie gimnazjum - wspomina. - Doskonale pamiętam ówczesną, kosmiczną grafikę przygotowaną specjalnie na finał. Można więc powiedzieć, że w tym roku obchodzę swoją małą, wielkoorkiestrową osiemnastkę - uśmiecha się.
Droga wolontariusza nie jest przypadkowa. W szkole chętnie angażowała się w różnego typu akcje, apele, wszędzie było jej pełno.
Kwestowanie z puszką, mimo niepewnej, styczniowej pogody, u wielu wolontariuszy przywołuje miłe i ciepłe wspomnienia.
- Na przykład zawsze uśmiechniętych i zatroskanych o nas seniorów - mówi Paula Kuklińska. - Często pytali czy nie jesteśmy zmarznięci, głodni, przychodzili do nas z wdzięcznością i uśmiechem.
Oczywiście, nie trudno przewidzieć że pojawia się też druga strona medalu.
- Pewnie, że mamy hejt na fundację i na mnie jako szefową sztabu. Delikatnie mówiąc, jest to niefajne, ale trzeba przywyknąć i robić swoje - podkreśla.
Po kilku latach kwestowania mocniej zaangażowała się w pracę w samym sztabie. Przez kolejne finały była prawdziwą, prawą ręką ówczesnego szefa świeckiego sztabu Ariela Stawskiego.
- To była jedna z czterech osób, bez których zdecydowanie nie wyobrażałem sobie tworzenia i prowadzenia finału. Niesamowity wulkan entuzjazmu połączony z takim zdroworozsądkowym podejściem. Najlepszy kompan do rozkręcania finałowej machiny - wspomina Ariel Stawski.
Nic więc dziwnego, że pewnego dnia Paula odebrała pewien telefon…
- Ariel zadzwonił do mnie wieczorem i zakomunikował, że przejmuję od niego szefowanie sztabem. To nawet nie była propozycja - śmieje się Paula Kuklińska. - Dziś mogę mu podziękować za zaufanie - dodaje.
A czym tak naprawdę zajmuje się szef lokalnego sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
- Przez trzy miesiące wszystkim i nie jest to wyolbrzymienie - podkreśla Kuklińska. - Dokumenty, rejestracja i kontakt z wolontariuszami, setki telefonów, promocja, grafiki, rozliczenie z bankiem - wymienia.
Robi to głównie sama, ale uwielbia to i nawał obowiązków jej nie ciąży.
- W sam finałowy weekend mam obok siebie setkę wolontariuszy, koleżanki i kolegów z Centrum Kultury. Nie znam się przecież na nagłośnieniu, światłach, sama nie zaśpiewam ani nie policzę pieniędzy. Tutaj już wkracza masa ludzi, którym z tego miejsca serdecznie dziękuję - mówi Paula Kuklińska.
Przekrój wiekowy wolontariuszy w Świeciu jest duży: począwszy od noworodków, a skończywszy na seniorach.
Najmłodszy w ostatnich latach nie miał nawet roku, a najstarszy zbliżał się do osiemdziesiątki. Oczywiście najmłodsi kwestują z rodzicami.
Jak z perspektywy szefowej sztabu w Świeciu zmienia się sposób patrzenia na WOŚP?
- Tendencja jest cały czas zwyżkowa. Wiem doskonale, że są ludzie którzy świetnie oceniają fundację, a mają problem z samym Jurkiem Owsiakiem. Inni przekonują się do WOŚP dopiero w momencie, gdy ich bliscy zaczynają korzystać z zakupionego przez orkiestrę sprzętu medycznego. To są sytuacje, które nieco szerzej otwierają perspektywę - podkreśla.
Jednym słowem - warto?
- Czasem myślę, że na dwa tygodnie przed finałem nie istnieje dla mnie pojęcie doby. Po wszystkim trzeba lekko odchorować stres, zmęczenie i zwolnić nieco w życiu. Ale jedno wiem na pewno - nie oddam tego za żadne skarby. To jedyny, dobry narkotyk na świecie - śmieje się Paula Kuklińska.
Komentarze (0)