Ostatnie zmiany w tegorocznym budżecie gminy przyniosły poprawkę w postaci 17 tys. zł na usuwanie dzikich wysypisk śmieci. To w jakiś sposób zmarnowane pieniądze, których przy odrobinie dobrej woli mieszkańców nie trzeba by wydawać. Wystarczyłoby, że odpady trafiałyby na składowisko w Sulnówku. Niestety, coraz częściej lądują w lesie i przy drogach.
- W tej chwili chyba najwięcej kłopotów przysparzają nam typowe odpady budowlane - mówi Marta Karolczak, kierownik wydziału ochrony środowiska i gospodarki komunalnej Urzędu Miejskiego w Świeciu.
REKLAMA
Problem dotyczy szczególnie Sulnowa, gdzie buduje się wiele domów. Gruz i wszelkiego rodzaju odpady są podrzucane na tereny należące do gminy.
- W tym momencie to na nas spada obowiązek ich uprzątnięcia. Mam wrażenie, że wyrzucający mają dobrą orientację co do struktury własności gruntów w tej okolicy - podejrzewa kierownik.
Sytuacja pogorszyła się w tym roku. Marta Karolczak łączy ten fakt z wprowadzeniem Bazy Danych Odpadowych (BDO), czyli specjalnego rejestru gromadzącego podmioty wprowadzające do obrotu produkty oraz gospodarujące odpadami.
Firmy, chcąc zaoszczędzić, pozbywają się odpadów w karygodny sposób. Co gorsza, takie zachowanie ośmiela innych do wyrzucania śmieci gdzie popadnie, stąd coraz więcej worków wypełnionych odpadami w lasach i nad Wisłą.
Złą robotę wykonała też pandemia i ograniczenia w odbiorach, które teraz odbywają się tylko po uprzednim umówieniu. Pytanie tylko, czy można w ten sposób choćby w najmniejszym stopniu usprawiedliwiać zachowanie niektórych ludzi? Z pewnością nie.
REKLAMA
- Nie wiemy czy to tylko chwilowe pogorszenie sytuacji, czy też mamy do czynienia z jakimś trwalszym trendem - zastanawia się Marta Karolczak. - Naprawdę jest wiele innych celów, na które moglibyśmy spożytkować te 17 tys. zł, ale nie mamy wyboru. Martwi nas zwłaszcza gruz, który jest ciężki i tym samym kosztowny w utylizacji.
a.bartniak@extraswiecie.pl