Przekraczając próg środkowej klatki bloku ul. Krausego 15 w Świeciu niemal natychmiast orientujemy się, że w tym miejscu dzieje się coś "dziwnego". Na ścianach każdego półpiętra wiszą, oprawione w antyramy, dziesiątki fotografii dokumentujących życie mieszkańców.
Obok zdjęć kilka wycinków prasowych o mieszkańcach bloku, którymi zainteresowała się lokalna prasa. To stała dekoracja. Podobnie jak piękne kwiaty.
Są też ozdoby okazjonalne pojawiające się zwykle przed różnymi świętami lub przy okazji klatkowych biesiad, jak chociażby tej w miniony tłusty czwartek.
- Nie pamiętam dokładnie, jak się to zaczęło - próbuje sobie przypomnieć Ewa Kowalik, będąca jednym z motorów tej sąsiedzkiej integracji. - Może z pięć lat temu? W walentynki przed każdym z mieszkań zostawiłam czekoladowe serduszka. Gest w sumie niewielki, ale wywołał pewne poruszenie.
To był impuls, który wyzwolił kolejne działania. Zaczęły się pierwsze sąsiedzkie spotkania. Na klatce lub przed blokiem.
Całkiem zwyczajnie, na skarpie przed wejściem do budynku przy ul. Krausego 15. Każdy przynosił to, co miał do picia i jedzenia. Jednego roku wiosną, przed Wielkanocą, ktoś ku uciesze dzieci załatwił małe kurczaczki.
- Gdy próbuję czasami opowiadać znajomym o tym, co dzieje się w naszej klatce, to zazwyczaj nikt mi nie wierzy, że w ogóle coś takiego jest możliwe - mówi Anna Piątkowska. - Ludzie już zapomnieli. jakie mogą panować relacje między sąsiadami. Dzisiaj bardziej normalne jest to, że ludzie żyjący w jednej klatce czy bloku nie mówią sobie nawet dzień dobry, niż to, że spotykają się, aby ze sobą pobyć i porozmawiać w luźnej atmosferze.
Przełamywanie lodów nie jest proste, o czym może świadczyć fakt, że pozostałe klatki w bloku przy Krausego 15 nie przejęły tych zwyczajów.
- Nawet gdy wiosną czy jesienią robimy spotkanie przed blokiem, na które oczywiście zaproszeni są wszyscy, to i tak wielu nie ma odwagi wyjść z domu. Wolą to obserwować ze swojego balkonu - mówi z lekką nutą zawodu Ewa Kowalik, była nauczycielka ZSP w Świeciu. - Szkoda. Na pewno żyłoby nam się wszystkim lepiej, gdybyśmy byli bliżej siebie. Z drugiej strony, nikogo nie chcemy zmuszać do tego, by integrował się z sąsiadami.
Jak przekonuje Anna Piątkowska, takie stosunki wzmacniają poczucie bezpieczeństwa. Nie ma możliwości, aby ktoś, ko np. zachoruje, nie doczekał się szybkiej pomocy sąsiadów.
Taka solidarność z pewnością nie ułatwia też zadania złodziejom, którzy chcieliby okraść któreś z mieszkań. Wyjeżdżający uprzedzają o tym znajomych z klatki schodowej. Tak więc jakikolwiek ruch w mieszkaniu lub przed drzwiami byłby natychmiast alarmem dla pozostałych.
Zobaczcie poniżej zdjęcia.
Komentarze (0)