Czy zastanawialiście się, dlaczego sklep Jubiler Kozłowscy co roku przekazuje serduszka na WOŚP? Kryje się za tym wzruszająca historia.
Kozłowscy to znana w regionie rodzina jubilerska. Swoje sklepy mają w Grudziądzu, Świeciu, Chełmnie i Kwidzynie. Genezy tego biznesu należy szukać na początku lat 90.
- Mój tata, który był człowiekiem niezwykle przedsiębiorczym, w roku 1991 zajął się sprzedażą wyrobów ze złota - wspomina Beata Kozłowska-Mazur. - Jak większość w tamtym czasie, zaczynał od handlu na targowisku. Okoliczności dla branży były niezwykle sprzyjające, bo szalała ogromna inflacja i wielu szukało pewnej lokaty kapitału. Do dziś nic nie daje solidniejszej gwarancji niż złoto, dlatego interes pomyślnie się rozwijał.
Po jakimś czasie młody przedsiębiorca otworzył w Grudziądzu swój pierwszy sklep, który obecnie prowadzi jego syn. W kolejnych latach pojawiały się następne sklepy z szyldem Jubiler Kozłowscy.
Pod koniec 2013 r. Beata Kozłowska-Mazur otworzyła sklep przy ul. Klasztornej w Świeciu. Wkrótce potem skontaktowała się z Arielem Stawskim, szefem sztabu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Świeciu w sprawie serduszek, które chciałaby przekazać na licytację. Za tym gestem, który od tamtej pory co roku ma swoją kontynuację, kryje się wzruszająca historia, która jeszcze dziś wywołuje łzy w oczach pani Beaty.
- Długo starałam się o dziecko - mówi. - Nie posiadałam się z radości, gdy zaszłam w ciążę i wreszcie wydawało się, że wszystko układa się tak, jak powinno.
Niestety, świat wywrócił się do góry nogami w 35 tygodniu ciąży, gdy okazało się, że trzeba sprowokować poród, bo istniało zagrożenie życia.
- Gdy podawano mi narkozę, nie wiedziałam, co mnie czeka - opowiada łamiącym się głosem. - Doskonale pamiętam, jak po przebudzeniu zobaczyłam mnóstwo aparatury medycznej, a na niemal każdym urządzeniu było serduszko WOŚP. Jestem przekonana, że gdyby nie to, dziś nie byłoby ze mną mojej ukochanej Oliwii. I właśnie wtedy postawiłam sobie, że będę wspierać tę akcję, bo ten sprzęt naprawdę ratuje bezcenne życie naszych dzieci.
Kilka lat później historia w jakimś sensie się powtórzyła. Kolejna ciąża również nie obyła się bez komplikacji. Lekarze przewidywali, że dziecko może być dotknięte kilkoma bardzo poważnymi schorzeniami. Na szczęście większość przypuszczeń okazała się nietrafna. Z jednym wyjątkiem. Brakiem słuchu. Wiele wskazywało na to, że druga córka nie słyszy.
- Pamiętam, jak pojechaliśmy na specjalistyczne badanie, które miało dać ostateczną odpowiedź czy Kasia będzie słyszeć - opowiada właścicielka sklepu jubilerskiego. - Okazało się, że tak. Problemy, które zauważono, wiązały się z przytkanymi przewodami słuchowymi. Badanie, którego wynik dał nam tyle radości, wykonano sprzętem z sercem WOŚP.
Beata Kozłowska-Mazur nie kryje, że działanie w ramach rodzinnego klanu jest sporym ułatwieniem, co nie zmienia faktu, że każdy sam odpowiada za swój biznes i zyski, jakie będzie przynosił.
- Jak w każdej branży, trzeba uważnie śledzić aktualne trendy i mody - zauważa. - Jednak z mojej praktyki wynika, że różnego rodzaju nowości, zwłaszcza te krzykliwe, to tylko fragment sprzedaży. Klienci najchętniej wybierają klasyczne wzory. Chyba najlepiej widać to w przypadku pierścionków zaręczynowych.
Właścicielka sklepu mocno angażuje się w kształcenie sprzedawców. Obecnie praktykuje u niej pięcioro uczniów szkoły zawodowej. Od momentu otwarcia sklepu było ich już 20.
- Praca u jubilera to nie to samo, co w większości innych sklepów - podkreśla Beata Kozłowska-Mazur. - Wymagane są jest wysoka kultura, umiejętność wysławiania się, a nawet odpowiedni ubiór. Jednym słowem, pewna elegancja, która odpowiada wyobrażeniom o tej branży.
Komentarze (0)