Przed kilkoma dniami Kazimierz Klamann obchodził 25-lecie prowadzenia zakładu naprawy sprzętu RTV. W tym czasie jego praca zmieniła się diametralnie, co oczywiście ma związek ze skokiem technologicznym.
- Gdy zaczynałem, większość elementów do naprawy telewizora mogłem pomieścić w jednej torbie - wspomina. - Dziś byłoby to niemożliwe. Sporo moich kolegów po fachu nie miało już ochoty wdrażać się w zupełnie nową technologię. Woleli zamknąć zakład.
Kazimierz Klamann przez wiele lat był żołnierzem zawodowym. Służył w świeckiej jednostce, gdzie zajmował się tym, co robi teraz, czyli naprawą sprzętu elektronicznego.
- Dzięki wojsku miałem dostęp do technologii, sprzętu i dokumentów, które znacząco odbiegały poziomem od tego, co spotykało się w "cywilu" - mówi. - Dzięki szkoleniom i kursom byłem na bieżąco z różnego rodzaju elektroniką.
Ze względów zdrowotnych na początku lat 90. musiał zrezygnować ze służby. Elektronik uznał, że w miarę możliwości, powinien dalej zajmować się tym, na czym zna się najlepiej. W lutym 1997 r. otworzył niewielki zakład przy ul. Wyszyńskiego w Świeciu.
W tamtym czasie zdecydowana większość zleceń miała związek z różnego rodzaju usterkami telewizorów. Co ciekawe, to w zasadzie nie zmieniło się do dziś. Oczywiście zakład odwiedzają też szukający ratunku dla magnetowidów, odtwarzaczy DVD, wzmacniaczy, a nawet elektronicznych zabawek, ale jest ich zdecydowanie mniej niż właścicieli zepsutych telewizorów.
Wbrew sloganom mówiącym o tym, że obecnie produkowane urządzenia są przyjazne środowisku bardziej niż te sprzed lat, ma to niewiele wspólnego z prawdą. Żywotność urządzeń jest nie tylko programowana, ale też producenci stosują różne sztuczki utrudniające czy wręcz uniemożliwiające naprawę.
- Pierwsza podstawowa sprawa, to brak schematów, bez których znacznie wydłuża się naprawa, co z kolei wpływa na koszt usługi - tłumaczy Kazimierz Klamann. - Producenci ich nie publikują lub są one niekompletne, a czasami nawet z błędami. W moim przekonaniu, celowymi. Na szczęście jest internet. Najczęściej korzystam z rosyjskich forów, gdzie można znaleźć informacje niedostępne na podobnych stronach europejskich. Poza tym rosyjscy internauci bywają bardzo pomocni. Rzadko kogoś wyśmiewają. Raczej zastanawiają się wspólnie, jak rozwiązać problem.
Pomocny bywa też kanał YouTube, na którym pasjonaci publikują filmiki instruktażowe.
- Pamiętam jak głowiłem się nad tym, jak otworzyć pewien telewizor - mówi właściciel serwisu. - Nie było żadnych śrub, widocznych zatrzasków. Kompletnie nic. Dosłownie oniemiałem, gdy znalazłem filmik pewnego Hindusa, który otwierał ten telewizor nożem. Okazało się, że obudowa była przytwierdzona taśmą dwustronną. Takich niespodzianek jest coraz więcej. Najgorszą z nich są ukryte zatrzaski, które w momencie otwarcia pękają.
Sporym kłopotem bywa brak niektórych części. Zwłaszcza mechanicznych. Problem jest dokuczliwy szczególnie w przypadku starszych urządzeń. Jest bowiem grono osób, które z nabożeństwem traktują stare urządzenia RTV, szczególnie te z czasów PRL-u.
- Jakiś czas temu trafił do mnie telewizor Rubin 714 - wspomina Klamann. - Jego właściciel powiedział, że mam go naprawić niezależnie od kosztów. Trafiają się też telewizory czarno-białe, które mimo upływu lat nadal działają, o czym za 40 lat nie będzie można powiedzieć o większości obecnie produkowanych telewizorów - przewiduje.
Nie jest też wykluczone, że za kilkadziesiąt lat zakłady naprawy będą rzadkością, a koszty usług niebywale wysokie. Dlaczego? Brakuje młodych ludzi, którzy chcieliby się temu poświecić. Zdecydowana większość elektroników zajmujących się tego typu usługami, to w najlepszym wypadku panowie w średnim wieku, którzy nie mają żadnych uczniów.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Komentarze (0)