Historia powstania zakładu tapicerskiego Łukasz w Świeciu jest dość nietypowa. Jego właściciel, Łukasz Kuc, od 2003 roku związany był z zakładem należącym do Mirosława Paczkowskiego. To tam nauczył się zawodu.
Gdy przed trzema laty postanowił się usamodzielnić, oprócz dobrego słowa, dostał też realną pomoc od dawnego szefa.
W biznesie nie jest to codzienna sytuacja. Można nawet powiedzieć, że to rzadkość, aby ktoś się cieszył, że zyskuje konkurenta. Rzecz jednak w tym, że tak naprawdę zakłady nie są dla siebie konkurencją, bo zleceń jest więcej, niż są w stanie przyjąć.
- W pewnym uproszczeniu, klientów decydujących się na renowację mebli można podzielić na dwie grupy - tłumaczy Łukasz Kuc. - Jedni wymieniają tapicerkę, bo zwyczajnie wychodzi to taniej niż zakup nowego mebla, inni robią to ze względów czysto sentymentalnych.
Bo jak inaczej uzasadnić naprawę o równowartości podobnego nowego mebla? Zwłaszcza osoby starsze niechętnie pozbywają się swoich ulubionych mebli.
- Czas robi jednak swoje i nawet najlepsze materiały czy gąbki po prostu się zużywają. Bywa, że konieczna jest też wymiana niektórych elementów drewnianych. Chociaż to dotyczy głównie obecnie produkowanych mebli - przyznaje.
Te stare, zrobione z drewna dobrego gatunku, wciąż prezentują się dobrze. Najlepszym tego przykładem są krzesła i fotele, które ostatnio trafiają do zakładu Łukasz przy ul. Chmielniki w Świeciu.
- Wyraźnie do łask wracają meble z okresu PRL-u - mówi właściciel, prezentując fotel z lat 70. lub 80. oraz leżące niedaleko krzesła. - Gdy nałoży się nowy materiał i wymieni gąbki, będą się prezentować naprawdę świetnie.
Jednak zakres zadań, w których umiejętnościami i pomysłowością musi się wykazać Łukasz Kuc jest znacznie szerszy. Regularnie do jego zakład trafiają kierowcy szukający ratunku dla uszkodzonej tapicerki samochodowej.
- Jedną z najciekawszych i najbardziej pracochłonnych prac tego typu była renowacja tapicerki w rolls-royce z 1936 roku - wspomina. - Była to wyjątkowo żmudna praca. Jak na luksusowe auto przystało, musiała być wykonana wzorowo.
Jak przekonuje, szansę na dobrą naukę tego zawodu dają tylko małe zakłady.
- Podstawą jest wszechstronność - podkreśla Łukasz Kuc. - Jednego dnia robimy tapczan, drugiego kanapę samochodową, a trzeciego przedwojenny fotel. Mając tak różne wyzwania młody tapicer uczy się rozwiązywać trudności, których nie doświadczy w dużym zakładzie, gdzie przez jeden rok np. obija materiałem pufę, a w kolejnym montuje skrzynie do łóżka. Oczywiście może robić to bardzo sprawnie, ale to tylko malutki wycinek tego, co można się nauczyć w małej firmie - zaznacza właściciel zakładu przy ul. Chmielniki.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Komentarze (0)