Od projektu po wykonanie – to dewiza, jaką kieruje się firma przy ul. Klasztornej 16 w Świeciu. Przychodzisz, dzwonisz lub wysyłasz maila, przedstawiasz swoje oczekiwania, dostajesz do akceptacji projekt graficzny, a po jego zatwierdzeniu krótko później odbierasz gotowy produkt.
- Są klienci, którzy proszą o wykonanie na przykład 20 wizytówek oraz tacy, którzy zamawiają przygotowanie techniczne i graficzne materiałów dla całej gamy swoich wyrobów – mówi Marcin Libecki, właściciel Studia M&M Graphic.
Kiedyś zabierałem pracę do domu w niedzielę, ale teraz już tego nie robię. Chcę przynajmniej ten jeden dzień w tygodniu poświęcić tylko rodzinie
Jedno jest pewne, przy tak dużej i różnorodnej ilości zleceń, pracy temu małemu zespołowi nie brakuje. Tym bardziej, że otrzymują coraz więcej zleceń nie tylko z naszego powiatu, ale też z innych regionów kraju i zagranicy.
- Dziesięć, dwanaście godzin na dobę, od poniedziałku do soboty, to norma. Kiedyś zabierałem jeszcze pracę do domu w niedzielę, ale teraz już tego nie robię. Chcę przynajmniej ten jeden dzień w tygodniu poświęcić tylko rodzinie – zaznacza Marcin Libecki.
Partner strategiczny działu Biznes
Własną działalność założył w 1998 r. w domu, potem wynajął 15-metrowe biuro przy ul. Klasztornej. W międzyczasie skończył studium informatyczne i studia ekonomiczne.
Zaczynał od komputera, drukarki i skanera. Po 22 latach sprzęt, jaki ma w obecnej siedzibie firmy, ledwie mieści się na 90 m kw. i można by za niego kupić kilka luksusowych samochodów.
- Branża poligraficzna bez przerwy się zmienia. Żeby nadążyć za nowościami, trzeba stale inwestować w sprzęt, który jest koszmarnie drogi – przyznaje szef M&M Graphic. - Każde, najmniejsze urządzenie, to już koszt rzędu kilku, kilkunastu tysięcy złotych, a bardziej zaawansowane technicznie maszyny laserowe do grawerowania i cięcia idą w dziesiątki tysięcy.
Czy pamięta jeszcze, dlaczego zdecydował się na rezygnację z etatu i przejście na swoje?
- Kusiło mnie, aby robić coś na własny rachunek, coś co lubię. Spróbować swoich sił. Być panem swoich sukcesów i porażek – śmieje się.
Każde, najmniejsze urządzenie, to już koszt rzędu kilku, kilkunastu tysięcy złotych, a bardziej zaawansowane technicznie maszyny idą w dziesiątki tysięcy
Nie żałuje, chociaż rozwijał działalność w czasach, kiedy nie było niskiego ZUS-u dla początkujących przedsiębiorców, dotacji z urzędu pracy, a zdobycie kredytu było nierealne, bo dla banków w pierwszych latach działalności jego firma była zbyt młoda i mało wiarygodna.
- Dziś jest mimo wszystko znacznie łatwiej uzyskać takie dofinansowanie i zacząć własny biznes - uważa.
Plany na najbliższą przyszłość?
- No cóż, pewnie będę musiał znowu dokupić kolejne urządzenia z nowymi możliwościami i pomyśleć o zatrudnieniu kolejnego pracownika. Konkurencja nie śpi, a my nie zamierzamy spocząć na laurach, bo tworzenie nas kręci – podsumowuje z uśmiechem Marcin Libecki.
a.pudrzynski@extraswiecie.pl