W zbiorze produktów tworzonym od połowy lat 70. znajduje się kilkaset najróżniejszych wzorów. Kolekcja wyrobów ułożona jest tematycznie: tarcze szkolne oraz emblematy: harcerskie, sportowe, wojskowe, okazjonalne i inne.
Co najciekawsze, w każdej chwili można bez trudu odtworzyć np. tarcze szkolne noszone przed 30 laty przez uczniów Szkoły Podstawowej nr 1 w Świeciu czy Technikum Samochodowego w Siedlcach.
Dotyczy to każdego wzoru, jaki opuścił warsztat przy ul. Mestwina lub zakład w Tucholi, na bazie którego powstała firma w Świeciu. Możliwe jest to dzięki temu, że zachowano wszystkie matryce, jakie kiedykolwiek wykorzystywano do produkcji. Nawet tych instytucji, które zmieniły nazwę lub ich już nie ma. „Odkurzaniem” takich wzorów są zainteresowani np. kolekcjonerzy.
Partner strategiczny działu Biznes
Marian Kufel uruchomił wytwórnię w 1982 r.
- Kupiłem ją od pewnej kobiety z Tucholi, która z jakichś powodów postanowiła zaniechać działalności - wspomina. - Umowa kupna dotyczyła nie tylko matryc i materiałów, nie do zdobycia w czasie stanu wojennego, ale przede wszystkim technologii wytwarzania emblematów oraz zeszytu z adresami dotychczasowych odbiorców.
Nowe zajęcie potraktował na tyle poważnie, że zrezygnował z etatu w geodezji. - Podobnie zrobił mój teść, z którym przez pierwszych kilka lat wspólnie robiliśmy tarcze. Po jakimś czasie konieczne stało się zatrudnienie pracownika. Nie sposób było sprostać wszystkim zamówieniom – opowiada Marian Kufel.
Brakowało odpowiednich materiałów. Musiały być odpowiednio mocne i tanie. Oba te wymogi spełniała wybrakowana pościel ze szpitala psychiatrycznego
Do 1989 r. w szkołach, w niektórych bardzo stanowczo, przestrzegano obowiązku noszenia przez uczniów szkolnej tarczy. Co prawda producentów było więcej niż dziś, ale i tak z trudem nadążali z produkcją. Zwłaszcza, że każdy uczeń potrzebował co roku więcej niż jednej tarczy, bo te musiały być przyszyte nie tylko na mundurkach, ale także na kurtkach.
O ile cieszyła stała liczba zamówień, o tyle martwiły problemy z surowcem.
- Brakowało odpowiednich materiałów - tłumaczy właściciel zakładu przy ul. Mestwina. - Musiały być odpowiednio mocne i tanie. Oba te wymogi spełniała wybrakowana pościel ze szpitala psychiatrycznego, którą farbowano zazwyczaj na czerwono lub granatowo.
Praca nadal wre, a firma realizuje zlecenia z całej Europy / Fot. Andrzej Bartniak
Zresztą do dziś wytwórnia korzysta z podobnych sposobów pozyskiwania odpowiedniego sukna. Z tą różnicą, że w poszukiwaniu właściwych materiałów nieocenioną zasługę mają sklepy z używaną odzieżą. Na jednym z regałów w warsztacie wisi kilka rzędów kolorowych marynarek, które niebawem staną się jedną z dwóch warstw szkolnej tarczy.
Produkcja jest prosta. Wyżłobienia w metalowej matrycy wypełnia się specjalną masą. Jej skład jest tajemnicą zakładu. Po nałożeniu każdego kolejnego koloru masa przez krótką chwilę utwardzana jest w piecu. Następnie całość zgrzewa się z tłem, czyli kolorowym materiałem. Aby nadać mu odpowiednią sztywność i trwałość składa się on z trzech różnych warstw.
Marian Kufel postanowił znaleźć niszę, w których wciąż było zapotrzebowanie na jego wyroby. Okazały się nią plakietki z emblematami sportowymi
Wraz ze zmianą ustroju w większości szkół zniesiono obowiązek noszenie tarcz szkolnych. Dla zakładów zajmujących sie ich produkcją rok 1989 stał się początkiem końca.
Marian Kufel postanowił znaleźć niszę, w których wciąż było zapotrzebowanie na jego wyroby. Okazały się nią plakietki z emblematami sportowymi. Zaopatrywał też harcerzy niemal z całego kraju.
O upadku branży zadecydował jeszcze jeden fakt. Pojawienie się wzorów haftowanych.
- Mają one jednak tę wadę, że po pierwsze są droższe, a po drugie maszyny dziewiarskie nie są w stanie tak precyzyjnie wyszyć rysów twarzy, jak my możemy to zrobić w gumie - mówi przedsiębiorca ze Świecia.
Partner działu Biznes
Za sprawą internetu otrzymuje zamówienia nie tylko z Polski, ale również z zagranicy. Tarcze wykonane w Świeciu od lat noszą np. uczniowie polskich szkół w Bedford, Paryżu, Norymberdze, Atenach czy Frankfurcie. Niewielu też wie, że w tym samym zakładzie powstają proporce z godłem Polski sprzedawane na Okęciu.
Plakietki ze Świecia zagrały nawet w filmie „Olimpijczycy”, poświęconym naszym siatkarzom, którzy wsławili się na igrzyskach w 1972 r. Wykonano repliki plakietki z orłem zdobiące stroje sportowców. Zamówienie złożyli również twórcy filmu „Czarny czwartek”.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Fajny gość ten Pan Marian.:)
Fajny gość ten Pan Marian.:)
Marian jest fajny i Bożenka
Marian jest fajny i Bożenka jest fajna, bo Marian robi fajne proporczyki a Bożenka się dużo uśmiecha.
Ja natomiast uważam, że
Ja natomiast uważam, że najfajniejszy jest kolega Mariana Romek, on jest the best.
Warsztat – pełen
Warsztat – pełen profesjonalizm i zaangażowanie w to co się robi (mebelki, telefon i te brudne, spleśniałe ściany)
Bardzo nie miły gosc
Bardzo nie miły gosc
Racja, Romek jest spoko:)
Racja, Romek jest spoko:)