Z dzisiejszej perspektywy niektórzy mogą czytać poniższy fragment z lekkim uśmiechem, ale wtedy setkom ludzi, którym zajrzało w oczy widmo utraty źródła utrzymania, na pewno nie było do śmiechu. W lutym 1938 roku hodowcy świń z powiatu świeckiego i pracownicy bekoniarni w Świeciu protestowali przeciwko planowanej likwidacji zakładu i przeniesieniu go do Gdyni.
Protest hodowców
22 lutego ponad 200 członków kółek rolniczych zgromadziło się w restauracji Chełstowskiego. Uchwalono jednogłośnie rezolucję, w której domagano się pozostawienia bekoniarni.
Tak relacjonował to „Dziennik Bydgoski”:
Likwidacja bekoniarni w Świeciu to cios niebywały dla rolnictwa pow. świeckiego, które w ostatnich latach w całości oddało się hodowli świń bekonowych i, jak wiadomo, osiągnęło w tej hodowli jak najlepsze wyniki. Dlaczego ma się pozbawić egzystencji dobrze zaprowadzonej, nowocześnie urządzonej bekoniarni w Świeciu i tworzyć nową bekoniarnię w Gdyni? - to pytanie, na które sobie żaden rolnik nie może odpowiedzieć.
Wisłą na targi do Nowego
W Świeciu martwiono się o los bekoniarni, a Nowe żyło w tym czasie zbliżającymi się targami meblowymi.
Jeden z większych w Polsce, a największy na Pomorzu ośrodek przemysłu meblarskiego, znajduje się w Nowem, kresowym miasteczku nad Wisłą – pisał 13 lutego „Dziennik”. - Podczas trwania Pierwszych Targów Meblowych w Nowem w czasie od 26 czerwca do 10 lipca 1938 r., wystawi nowski przemysł meblowy poważne ilości kompletnych pokoi męskich, jadalnych, sypialnych, nowoczesne kuchnie, oraz cały szereg tak zwanych mebli drobnych. (…)Targi nowskie zapowiadają się imponująco. Organizuje je Zarząd Miejski wspólnie z Cechem Stolarskim. Komitet czyni starania o zniżki cen biletów na przejazd koleją i Wisłą.
Przed wojną przemysł meblowy w Nowem zatrudniał około 900 osób (blisko 20 proc. mieszkańców).
Śmierć na szosie
W tym samym wydaniu gazeta donosiła o strasznym wypadku na przedmieściach Nowego na szosie prowadzącej z Gdańska do Bydgoszczy.
Robotnik Bronisław Erdman, lat 49, zamieszkały w Ostrowitem, wracał rowerem z Nowego do domu, kiedy nagle, już w pobliżu swej wsi, został najechany przez samochód osobowy włoskiego towarzystwa ubezpieczeniowego w Tczewie. Dostał on się tak nieszczęśliwie pod koła auta, że strasznie okaleczony na całym ciele mimo natychmiastowego przewiezienia do szpitala w Nowem zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Winę w tym wypadku ponosi nieszczęśliwy sam, bo Jadąc rowerem nagle, kiedy już auto było blisko, skręcił na jezdnię i tak dostał się wprost pod koła samochodu.
W kolejnej części cyklu „Bez fikcji” o tym, co działo się w powiecie świeckim w marcu 1938 roku.
a.pudrzynski@extraswiecie.pl
Komentarze (0)