Właścicielem autobusu był Niemiec Hans Politz, również mieszkaniec Topolinka. Początkowo auto napędzane było gazem otrzymywanym ze spalania drewna. Później silnik na holzgas zastąpiono nowocześniejszym, spalinowym. Autobus miał drewniane nadwozie, motor uruchamiano przy użyciu korby. Na dachu umieszczona była tablica z opisem trasy, na której kursował.
Do Bydgoszczy na targ
Teodor Kitowski nazywał go pieszczotliwie „konikiem”. Oprócz pracy za kierownicą, prowadził z żoną 4-hektarowe gospodarstwo.
- Autobus wyjeżdżał wcześnie rano i wracał po południu - mówi Bronisław Kitowski, syn Teodora. Odbywało się to zgodnie z wcześniej ustalonym rozkładem jazdy. - Ojciec woził najczęściej mieszkańców okolicznych wsi do Bydgoszczy na targ warzywny.
Kiedy wybuchła wojna, Teodor Kitowski został wcielony do wojska. Do domu wrócił dopiero w 1947 r.
W Bydgoszczy chevrolet z Topolinka miał wyznaczone stałe miejsce postoju na ulicy Stary Port, nieopodal budynku poczty. Oczekiwał tam na rolników, którzy w tym czasie sprzedawali swoje produkty na rynku.
Kurs do Niemiec
Chętnych do korzystania z tego wygodnego połączenia cały czas przybywało. Dlatego Hans Politz uruchomił drugą linię z Bydgoszczy przez Gruczno i Świecie do Grudziądza. Jako kierowcę zatrudnił byłego taksówkarza z Gdańska, Antoniego Hayera, który osiedlił się z rodziną w Grucznie w 1937 r.
Pracował u Politza prawie do końca wojny. Kiedy zbliżał się jej koniec, Politz postanowił wyjechać do Niemiec. Hayer go tam zawiózł. W tamtych czasach, kiedy Niemcy wycofywali się przed nacierającymi Rosjanami, nie była to bezpieczna wyprawa. Hayer ruszył w drogę powrotną do Polski autobusem, który podarował mu jego były pracodawca. Nie udało mu się jednak dotrzeć nim do domu. Pojazd został zarekwirowany przez polskie wojsko. Nie wiadomo, co się z nim później stało.
redakcja@extraswiecie.pl
Komentarze (0)