Dokładnie 85 lat temu, 1 września 1939 r., wojska niemieckie rozpoczęły atak na Polskę. Na Pomorzu XIX Korpus Pancerny gen. Heinza Guderiana (urodzonego w pobliskim Chełmnie w 1888 r.) wdarł się głęboko w polskie pozycje i dotarł w okolice Świekatowa znajdującego się około 50 km od ówczesnej granicy polsko-niemieckiej.
Z polowego lotniska w Lnianie operował I pluton 46 eskadry obserwacyjnej, który rozpoznał siły niemieckie pod Świekatowem. Pluton w połączeniu z meldunkami oficerów łącznikowych wysyłanych bezpośrednio w rejon walk stanowił dla dowódcy Armii Pomorze nieocenione źródło informacji, tym bardziej, że łączność była piętą achillesową polskich wojsk.
2 września 1939 r., po pokonaniu polskich wojsk koło Świekatowa, niemiecka piechota spaliła zabudowania we wsi i rozstrzelała 22 mieszkańców. W niedzielę 3 września Niemcy zbombardowali polskie kolumny na drodze między Świeciem a Tucholą, pod Drzycimiem i Czerskiem Świeckim, gdzie Polacy zestrzelili jeden z niemieckich samolotów.

Tego dnia na wiodącą przez las, wypełnioną wojskiem i cywilnymi uchodźcami drogę między Krąplewicami a Gródkiem, niespodziewanie posypały się bomby z niemieckich samolotów. Od wybuchów zginęło kilkudziesięciu żołnierzy Wojska Polskiego i cywilów.
Do najcięższych walk w powiecie świeckim doszło 3 września w rejonie Bukowca. W starciu wziął udział 16 Pułk Ułanów Wielkopolskich pod dowództwem ppłk. Juliana Arnolda-Russockiego wsparty 2 baterią 11 Dywizjonu Artylerii Konnej kpt. Janusza Pasturczaka przeciwko 3 Niemieckiej Dywizji Pancernej wspartej oddziałem 23 piechoty zmotoryzowanej i bombowcami Luftwaffe.

2 bateria 11 Dywizji Artylerii Konnej zajęła miejsce na przejeździe kolejowym, na wprost wojsk niemieckich. Natychmiast po otrzymaniu meldunku na horyzoncie pojawiły się pierwsze pojazdy. Pierwszy atak został odparty ogniem polskich dział. Niemcy stracili 15 czołgów. Drugi atak Niemców był bardziej zmasowany. Pojawiło się lotnictwo niemieckie, bombardując Polaków. Straty polskie rosły w zastraszającym tempie. Polacy stracili radiostacje, umożliwiające łączność między oddziałami. Ppłk. Arnold-Russocki nakazał wycofać się z pola bitwy.
W rejonie Polskich Łąk (gmina Bukowiec) doszło też do jednej z pierwszych w II wojnie światowej potyczek pancernych z udziałem polskich tankietek TK z 81 dywizjonu pancernego i czołgów Panzer II z niemieckiej 3 dywizji pancernej.


Rozbite w walkach w tzw. korytarzu pomorskim oddziały kawalerii i piechoty Armii Pomorze przebijały się lasami w kierunku Grupy i Grudziądza, licząc na przejście mostem grudziądzkim na prawy brzeg Wisły oraz w kierunku Świecia, Przechowa i Głogówka do mającej powstać tam przeprawy. Niestety, Niemcy już 3 września dotarli od strony rzeki Osy do Grudziądza, odcinając ten kierunek. Również w Przechowie i Głogówku oddziały polskie nie doczekały się spodziewanej przeprawy.
W nocy z 2 na 3 września zostały zbombardowane. Dywersanci wywodzący się z miejscowej ludności niemieckiej wskazywali samolotom światłem latarek z wieży kościoła ewangelickiego w Świeciu (obecny kościół Boboli) kierunek ataku. Rozbite jednostki wycofały się wzdłuż Wisły na Bydgoszcz przebijając się przez niemieckie blokady w Topolinku i Luszkowie.
Porucznik Stanisław Sławiński, oficer łącznikowy, który z rozkazami dla wycofujących się oddziałów przepłynął łódką przez Wisłę z Chełmna w okolice Głogówka koło Świecia, tak wspomina tę noc w książce "Od Borów Tucholskich do Kampinosu":
Znajdowałem się na wałach, gdy nagle nadleciały samoloty niemieckie. Jak sępy runęły na dobrze widoczną stąd wioskę Głogówko. Nie był to zapewne pierwszy nalot, bo część zabudowań już płonęła. Teraz cała wioska dogorywała, miażdżona bombami kolejnego ataku Luftwaffe. Stanąłem jak wryty, niezdolny do żadnego ruchu i działania, patrząc na pełen grozy widok. Między zabudowaniami wsi i wokół niej widać było żołnierzy, wozy taborowe i setki cywilnych uchodźców. Wrzało tam jak w ukropie. Ogarnięta śmiertelnym strachem, zbita i bezradna masa ludzka rzucała się to w jedną, to w drugą stronę, usiłując ujść ze straszliwej pułapki. Słychać było jęki rannych i konających.
Stanisław Sławiński wspominał, że wszędzie w okolicach Świecia leżały trupy polskich żołnierzy i cywilów oraz zniszczony sprzęt wojskowy.
Jednostki rozpoznawcze 3 Dywizji Pancernej XIX Korpusu Armijnego Guderiana dotarły pod Świecie od strony Różanny już 2 września. Dzień później Niemcy zajęli miasto.
4 września żołnierze Wehrmachtu przyprowadzili na pole pod Serockiem (gmina Pruszcz) liczącą około 3,5 tys. osób grupę jeńców z rozbitych oddziałów Armii Pomorze, wśród których znajdowała się pewna ilość internowanych osób cywilnych. Jeńcom rozkazano ułożyć się do noclegu pod gołym niebem.
W nocy Niemcy oświetlili nagle całe pole reflektorami samochodowymi i rozpoczęli bezładną strzelaninę. Przerażeni jeńcy próbowali ukrywać się w stogach siana. W wyniku niemieckiego ostrzału zginęło kilkudziesięciu jeńców i kilka osób cywilnych. Dokumenty Wehrmachtu mówiły o 84 ofiarach.
Adolf Hitler podążał w ślad za Wehrmachtem, który mimo oporu polskiej armii, parł do przodu, dzięki przewadze militarnej i blitzkriegowi, czyli wojnie błyskawicznej z użyciem dużych sił pancernych wspieranych przez lotnictwo i piechotę. Po spotkaniu niedaleko Plewna (gmina Bukowiec) 5 września 1939 r. Guderian i Hitler pojechali do Świecia, gdzie owacyjnie witali go mieszkający tu Niemcy. Tuż przed wojną w 9-tysięcznym Świeciu mieszkało około 500 osób narodowości niemieckiej.

Hitler nie gościł w Świeciu długo. Po krótkim spotkaniu z miejscowymi władzami, pojechał z Guderianem w kierunku Grudziądza. Führer omawiał tam z Guderianem przebieg kampanii do zapadnięcia zmroku. Potem pożegnał się i wrócił do kwatery głównej. Walki na terenie powiatu świeckiego dobiegły końca. Dla ludności cywilnej nastał czas krwawego terroru trwającego ponad pięć lat.
W tekście wykorzystano m.in. obszerne fragmenty artykułów Józefa Szydłowskiego publikowane w Extra Świecie.