- Nigdy w życiu nie byłam na treningu nordic walking. Wszystkiego nauczyłam się z internetu i podpatrując rozgrzewki przed zawodami – przyznaje Gabriela Sulecka, świecianka, która od kilku lat zdobywa kolejne laury.
Jej przygoda z kijkami zaczęła się w 2008 roku.
- Uwielbiam chodzić po górach. A że pojawiły się problemy z kolanem, trzeba było się czymś wspomóc – opowiada.
Wtedy w jej dłonie po raz pierwszy trafiły kijki. Dusza sportowca bardzo szybko zadała sobie zasadnicze pytanie: dlaczego nie przenieść takiej formy rekreacji na lokalne poletko?
- Plusy? Idąc, nie czuję zmęczenia. Jestem na świeżym powietrzu, mam kontakt z przyrodą. Poza tym, zawsze lubiłam sport. Gdyby nie problemy z kolanem, pewnie biegałabym – mówi Gabriela Sulecka.
Świecianka na szczycie Kilimandżaro
Niewątpliwie smykałkę do sportu i rywalizacji świecianka odziedziczyła po swoim tacie, który był chodziarzem. Szybko okazało się, że zwykłe spacery z kijkami nie są dla niej wystarczające. 5 sierpnia 2014 roku stanęła po raz pierwszy na starcie zawodów Pucharu Polski w Osielsku.
- Skoro były, to czemu nie miałabym spróbować? - pyta retorycznie.
Okazało się, że start przyniósł pierwszy sukces: trzecie miejsce w kategorii niepełnosprawnych i piąte w kategorii wiekowej.
- Niestety, nie mam pucharu z tych zawodów. Najzwyczajniej w świecie zrobiłam swoje i pojechałam do domu. Dopiero później okazało się, że było podium – uśmiecha się.
Bakcyl został jednak połknięty i szybko pojawiły się kolejne starty. W sumie, do tej pory było ich 28. Wszystkie przyniosły Gabrieli Suleckiej puchary.
- Na poważnie wzięłam się za jeżdżenie na zawody w 2016 roku. Zdobyłam Puchar Pomorza i Wielkopolski, zajęłam drugie miejsce w Pucharze Polski i drugą lokatę w Mistrzostwach Polski – wspomina.
Z wnukiem, który również połknął bakcyla nordic walkingu
Jednak największym sukcesem na jej koncie jest Mistrzostwo Europy.
- Co tu dużo mówić, regularne chodzenie przyniosło skutek. Zresztą każda z tych imprez to świetna rekreacja z duchem rywalizacji, czyli to, co lubię. Jechałam na zawody z myślą, że może znajdę się w pierwszej dziesiątce. Kiedy zobaczyłam, co się dzieje i odczytałam wynik, pomyślałam „o ja pierdzielę...” – śmieje się.
Rok później spełniła jedno ze swoich marzeń, zdobywając... Kilimandżaro, najwyższą górę Afryki (pisaliśmy o tym w ubiegłym roku).
Jak wygląda standardowy trening Mistrzyni Europy?
- Najlepiej, gdyby odbywał się codziennie. Staram się ten plan realizować - zaznacza.
W czasie spaceru pokonuje średnio 5 km. Z kijkami nie rozstaje się nawet wtedy, gdy idzie załatwiać codzienne sprawy. Do tego dochodzą ćwiczenia gimnastyczne.
- Rano 12 minut, po południu 45. Robię brzuszki, do tego wzmacniam mięśnie nóg i kręgosłup. Raz w tygodniu chodzę też na basen – wymienia. - Sporą cegiełkę do ułożenia planu treningowego przyłożyła Monika Stobińska, z za co jestem jej bardzo wdzięczna.
Co ciekawe, swoją pasją zaraziła ostatnio wnuka Jacka.
- Pojechał ze mną do Konstancina i w debiucie zajął od razu drugie miejsce w swojej kategorii wiekowej. Powiedział: „Babcia, będę jeździć!”. Mam kompana, więc na pewno nie odpuszczę!
redakcja@extraswiecie.pl
Komentarze (0)