Biegli: Prace na wiaduktach w Rulewie i Warlubiu wykonano wyjątkowo niechlujnie

Proces, w którym oskarżony jest wójta Warlubia dobiega końca. Jako ostatni swoje opinie przedstawili dziś biegli, autorzy ekspertyzy w sprawie kontrowersyjnych remontów. Sąd wezwał ich m.in. po to, aby wytłumaczyli się, dlaczego osobiście nie pojawili się w miejscach, na temat których przygotowali raport.

sad-michalak-22

Prawdopodobnie prof. Adam Podhorecki i inż. Magdalena Sosnowska, pracownicy  Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy nie musieliby się fatygować do Świecia, gdyby nie pierwsza mowa końcowa obrońcy Krzysztofa M. Pani mecenas przedstawiła ekspertyzę autorstwa tych biegłych jako nieobiektywną. Jej wątpliwa wartość miała wynikać z tego, że specjaliści z zakresu budownictwa bazowali na zdjęciach i dokumentach. Nie sprawdzili stanu wiaduktów osobiście.
REKLAMA

I właśnie od pytania, dlaczego nie pojechali do Rulewa i Warlubia, sędzia prowadzący sprawę rozpoczął swoje dociekania? Pytanie o tyle zasadne, że biegli w piśmie przesłanym do Sądu Rejonowego w Świeciu w styczniu br. sami wskazali, że dla pełnego rozeznania niezbędna jest wizja lokalna. Dwa tygodnie później, prowadzący sprawę sędzia odpowiedział im, że jeśli uważają to za konieczne, to jak najbardziej mogą jechać. Nie zrobili tego. Dlaczego?

W wielkim skrócie pismo, które skierowali biegli do sądu było sporządzone po pobieżnym przejrzeniu dokumentacji w tej sprawie - Gdy się z nią dokładniej zapoznaliśmy m.in. ze zdjęciami zleconymi przez biegłego powołanego przez prokuratora, uznaliśmy że materiał ten w zupełności wystarczy, aby przygotować opinie bez wyjazdu na miejsce - tłumaczył dziś w sądzie prof. Adam Podhorecki.
REKLAMA
Otworzy się w nowym oknie

Co więcej, inż. Magdalena Sosnowska przekonywała, że zdjęcia wykonane w 2017 r. (rok remoncie) pozwalały lepiej ocenić jego efekty niż gdyby wybrali się na miejsce w 2019 r. Obraz były zafałszowany upływem czasu.

To był jednak tylko jeden z kilku istotnych wątków poniedziałkowej rozprawy. Wójt Warlubia próbował raz po raz wykazać się znajomością prawa budowlanego, ale jego argumenty były szybko zbijane przez profesora. Polemika dotyczyła m.in. tego, czy tego roboty powinny być wykonane w oparciu o projekt i czy konieczny był nadzór budowlany. Wójt dowodził, że w obu przypadkach nie był.

Co innego dowodził profesor. Rzecz w tym, że gmina Warlubie, jako inwestor, nie uzgodniła z PKP planu remontu wiaduktów. Gdyby tak się stało, przewoźnik narzuciłby gminie swoje rygory. Jednym z wymogów byłoby zapewnienie właściwego nadzoru.  

- Nawet proste malowanie balustrad wymaga uzgodnienia, bo przecież odbywa się w czasie ruchu pociągów - tłumaczył Podhorecki. - A co dopiero prace budowlane.
REKLAMA
Otworzy się w nowym oknie

Wójt uparcie jednak tłumaczył, że było to tylko odświeżenie i tym samym rygor, o którym wspominał profesor nie dotyczył gminy. Nie odniósł się jednak do zasadniczego problemu, czyli uzgodnień prac z PKP. Tego nie zrobiono.

Biegli przekonywali, że umowy, a w szczególności zakres zadań były bardzo nieprecyzyjne. Wspominano np. o przełożeniu nawierzchni, ale nie wspomniano czy ma to być 1 m kw. czy może 50 m kw.? W przypadku jednego z wiaduktów firma Damian Sz. wzięła pieniądze za wypionowanie betonowej balustrady. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt,  że na tym wiadukcie takiej balustrady nie było. Ponadto prace - których wartość była niewielka - wykonano wyjątkowo niechlujnie, dlatego już po roku odpadała farba i wychodziła korozja.

Wyrok zostanie ogłoszony 27 czerwca.

Prokurator domagał się dla Krzysztofa M. roku i pięciu miesięcy więzienia, 50 tys. zł grzywny i zakazu pracy w administracji przez pięć lat. Z kolei obrona wnioskowała o uniewinnienie.

a.bartniak@extraswiecie.pl
REKLAMA

Udostępnij

Wybrane dla Ciebie

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors