Mąż, który stracił żonę, to wdowiec. Żona, która utraciła męża, to wdowa. Dzieci, których rodzice zmarli, to sieroty. Rodzice, którym umarło dziecko lub dzieci to...? No właśnie. Nie ma słowa opisującego taki stan. Jest to zaskakujące tym bardziej, że ból po utracie dziecka potrafi być jednym z bardziej destrukcyjnych doświadczeń.
Dobrze wie o tym Grzegorz Bojarski, którego związek rozpadł się po śmierci Alana.
- Niektóre statystyki mówią, że podobnie kończy się historia 70 proc. par, które utraciły dziecko – mówi. - Zaczyna się szukanie przyczyn, wzajemne obwinianie, kłótnie na przemian z cichymi dniami, wszystko to, co oddala od siebie ludzi. Z kolei pomoc psychologiczna zwykle jest niewystarczająca. Brakuje fachowców naprawdę dobrze znających problem i potrafiących rozmawiać z rodzicami, którzy znaleźli się w takiej sytuacji. Często znacznie lepsze efekty od tego co mogą zaproponować fachowcy przynoszą rozmowy z innymi rodzicami mającymi podobne doświadczenie. Pytanie jak trafić na takich ludzi w dodatku gotowych o tym porozmawiać?
REKLAMA
Żałoba
- Nie jesteśmy w stanie określić, ile powinna trwać żałoba - mówi Jarosław Zabojszcz, psycholog związany z gdańską Wspólnotą Rodzin po Stracie Dziecka. - Bo czy można komuś narzucić długość cierpienia? Zdecydowanie nie. Przypatrując się osobom, które doświadczyły straty bliskiej osoby, można zaobserwować poszczególne etapy przechodzenia przez żałobę. I choć nie da się ich jednoznacznie oddzielić, ponieważ nawzajem się przenikają, podjęto próbę wyodrębnienia etapów następujących po sobie, a także charakterystycznych dla nich stanów i odczuć.
REKLAMA
Pierwszym etapem żałoby jest zaprzeczenie. Towarzyszy mu niedowierzanie temu, co nas spotkało, niemożność dopuszczenia do siebie myśli o śmierci. Drugi etap to faza gniewu, podczas której podejmujemy swoistą walkę z przeżytym doświadczeniem. Nie zgadzamy się z nim, robimy to tak uparcie, jak gdyby faktycznie od nas zależała zmiana biegu czasu.
Potem zaczynamy się targować (etap trzeci). Nie udało się buntem, to może prośbą? „Boże, oddaj mi dziecko, a ja będę najlepszym rodzicem na świecie”, „Pozwól mi jeszcze raz je przytulić, a ja nigdy nie przestane się modlić”. Podejmujemy nierówną walkę z rzeczywistością, która kończy się niepowodzeniem i przynosi obniżenie nastroju. Czujemy się bezsilni, myślimy, że zawiedliśmy. Wszystko straciło sens. Jedyne, co nam pozostało, to łzy, samotność i przerażające poczucie pustki. To chyba najboleśniejszy moment w przeżywaniu żałoby. I najdłużej trwający.
REKLAMA
- Jeśli obok nie zabraknie bliskich nam osób, jeśli nie zwątpimy, nie stracimy wiary, na horyzoncie wcześniej czy później zacznie pojawiać się akceptacja - podkreśla Zabojszcz. - Czyli swoiste uspokojenie, pogodzenie się z rzeczywistością. Czasami także wybaczenie. Ostatni etap nie przynosi zapomnienia. Daje możliwość odnalezienia się w nowej sytuacji, w „nowym życiu”, które nie będzie już nigdy takie samo. Nie bójmy się naszego smutku, złości, łez, wspomnień, ale także z czasem uśmiechu czy chwili bezczynnego odpoczynku. Mamy do tego prawo – zaznacza psycholog.
Alan
Jednak na pogodzenie się z losem przychodzi często długo czekać. Są też tacy, którzy nigdy nie osiągają spokoju. Wciąż zadają sobie pytanie, dlaczego? Grzegorz Bojarski nosił w sobie te wątpliwości przez kilka lat. Jego partnerka do tej pory nie umie się pogodzić z poczuciem straty.
REKLAMA
Alan miał być ich drugim wspólny dzieckiem. Pierwsze badania nie wykazywały żadnych nieprawidłowości. W drugim miesiącu ciąży stwierdzono toksoplazmozę, chorobę odzwierzęcą wywoływaną przez pierwotniaka Toxoplasma gondii.
- Do naszych serca wkradł się niepokój, bo po przewertowaniu iluś stron internetowych zdaliśmy sobie sprawę, że choroba może mieć poważne następstwa - wspomina. - Modliliśmy się o zdrowie wierząc, że być może nas to nie dotknie, bo przecież opisywano też sytuacje, gdy dziecko rodziło się całkowicie zdrowe. Kolejne badania wykazały, że w naszym przypadku tak nie będzie.
Usłyszeli od lekarza, że Alan będzie mieć zespół wad wrodzonych. W grę wchodziły: rozszczep kręgosłupa, wodogłowie, rozszczep wargi, nieprawidłowo wykształcony układ pokarmowy. Brzmi strasznie, ale pogodzili się z tym. Byli gotowi przyjąć i zaopiekować się niepełnosprawnym dzieckiem.
REKLAMA
Dwa dni przed porodem przychodzi kolejny cios. Badanie KTG wykazuje także poważną wadę serca. Mimo to, dziecko w wyniku cięcia cesarskiego rodzi się żywe. W ciągu pierwszej doby życia maleństwo przechodzi aż osiem operacji.
Rozstanie
Przez cały ten czas nie opuszczała Bojarskiego i jego partnerkę nadzieja, że po tym paśmie złych wieści może w końcu przyjdą dobre. Tak się nie stało. Alan zmarł tydzień po narodzinach. Miejsce miłości zajmuje pustka. Głębsza i czarniejsza z każdym kolejnym dniem.
- Jakby na przekór temu, starałem się wspierać moją partnerkę – podkreśla. - Poświęcam też jak najwięcej czasu córkom partnerki z poprzedniego związku. Przez pół roku codziennie byłem na mszy i na cmentarzu. Ale kościół stał się dla mnie pusty, jakby nie było w nim Boga.
REKLAMA
Kolejne miesiące zamiast spokoju przynoszą kryzys. Apogeum przychodzi pół roku później, tuż przed Bożym Narodzeniem. Para rozstaje się.
- To był dla mnie jeden z najgorszych momentów w życiu - zwierza się Grzegorz Bojarski. - Nie miałem pojęcia, kto mógłby mi pomóc. Nie wiem jak długo bym trwał w tym stanie, gdyby nie wsparcie Wspólnoty Rodzin po Starcie Dziecka z Gdańska.
Zabliźnianie ran
Dopiero podczas zorganizowanych przez nich rekolekcji zalazł spokój i zrozumienie dla tego, co się stało. Wspomniane rekolekcje były jednocześnie inspiracją do tego, aby pomóc innym. Zaczął tworzyć podobną grupę wsparcia w Świeciu pod skrzysłami parafii p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP („klasztorek”).
W wypadku pod Świeciem rodzice stracili czterech synów / Fot. Andrzej Bartniak
Trzy lata temu rozmawiał z rodzicami czterech synów, którzy zginęli w wypadku samochodowym w Kozłowie w lutym 2013 r. Chłopcy mieli od 13 do 19 lat. Jechali rano daewoo tico z Drozdowa do szkół w Świeciu. Ich samochód wpadł w poślizg i uderzył w jadącą z naprzeciwka piaskarkę. Trzej bracia zginęli na miejscu, czwarty zmarł tydzień później w szpitalu.
- Kto wie więcej o bólu po stracie dzieci niż oni? - pyta retorycznie Grzegorz Bojarski.
a.bartniak@extraswiecie.pl
W tekście wykorzystano fragmenty artykułu, który ukazał się na łamach miesięcznika „Teraz Świecie”.
I co, dalej wierzycie w
I co, dalej wierzycie w gościa co siedzi w chmurach, skoro kocha wszystkich to czemu zabiera niewinne dziecko a rodzicom każe cierpieć, zastanówcie się ludzie… śmierci dziecka współczuję 🙁
Wierz mi żaden bóg nie
Wierz mi żaden bóg nie istnieje , prędzej znajdzie cię kosmiczny ogrodnik .
Artykuł o cierpieniu a tu
Artykuł o cierpieniu a tu same lewackie, debilne komentarze jak pani Żukowskiej o zmarłym sędzi TK. Dla Was Bóg niestety też istnieje
jak nie wierzycie w Boga to
jak nie wierzycie w Boga to po wuja świetujecie gwiazdki,wielkanoce,komunie itd?hipokryzja Janusza polaczka,dla ludzi na pokaz zrobi wszystko a w internecie gieroj