Zapewne jeszcze długo echem będzie odbijać się niedzielna tragedia, która wydarzyła się niemal w centrum największego świeckiego osiedla.
Starania ratowników o to, by uratować 35-letniego mężczyznę, który postanowił przepłynąć jeziorko, obserwowało z brzegu kilkudziesięciu mieszkańców. Drugie tyle śledziło akcję z okien okolicznych bloków.
Szybko rozeszła się wieść, że mężczyzna, którego ciało wydobyto z wody, chwilę wcześniej był widziany jak z kolegami pił alkohol. Kąpiel w miejscu, gdzie jest to zakazane była pokłosiem głupiego zakładu.
REKLAMA
Duży Blankusz zawsze cieszył się zainteresowaniem, ale po przeprowadzonej przed dwoma laty rewitalizacji jego popularność jeszcze bardziej wzrosła. Od wczesnych godzin rannych do późnego wieczora można tam spotkać spacerujących ludzi, często z dziećmi.
Niestety, to urokliwe miejsce upodobali sobie także miejscowi amatorzy konsumpcji mocnych trunków pod gołym niebem.
Niektórzy mieszkańcy tej części osiedla mają za złe służbom odpowiedzialnym za utrzymanie bezpieczeństwa, że patrole pojawiają się tam stanowczo zbyt rzadko. Tak wynika m.in. z treści kilkudziesięciu komentarzy umieszczonych na portalu Extra Świecie pod relacją z niedzielnej akcji ratowniczej.
REKLAMA
Z zarzutami o bezczynność stanowczo nie zgadza się pełniący obowiązki rzecznika świeckiej policji sierż. szt. Damian Ejankowski.
- Prawdą jest, że otrzymujemy zgłoszenia dotyczące zakłócania porządku lub spokoju w tej okolicy, ale żaden taki sygnał nigdy nie pozostaje bez reakcji z naszej strony - podkreśla. - Ponadto mogę zapewnić, że codziennie prewencyjnie pojawia się tam patrol policji. Na krajowej mapie zagrożeń wskazano cztery zgłoszenia dotyczące Dużego Blankusza. Jedno z nich potwierdziło się, drugie jest w fazie weryfikacji. W dwóch przypadkach nie potwierdzono sygnału.
Sugestie dotyczące bezczynności stanowczo odrzuca też szef straży miejskiej.
REKLAMA
- Szkoda, że osoby, które są świadkami zakłócania porządku czy innych nagannych zachowań nie powiadamiają o tym odpowiednich służb - podkreśla Roman Witt, komendant Straży Miejskiej w Świeciu. - Skąd mamy wiedzieć o tym, że właśnie zebrała się grupa panów, którzy piją gdzieś w krzakach alkohol? Powiedzenie o tym sąsiadce nie załatwia problemu.
Argumentuje, że nie ma takiej możliwości, aby oddelegować jednego strażnika, który pilnowałby tylko porządku przy Dużym Blankuszu.
REKLAMA
- Odpowiadamy za sprawy porządkowe w całej gminie, a nie tylko na jednym osiedlu. Kilkunastu strażników nie jest w stanie rozwiązać wszystkich problemów - zaznacza komendant.
Roman Witt nie kryje, że znaczenie ma też to, kto zgłasza zakłócanie porządku.
- Jeżeli dzwoni ciągle ta sama osoba, można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że chodzi raczej o jakiś konflikt sąsiedzki niż autentyczny problem - zauważa. - Tak przynajmniej wynika z naszej praktyki. Nieco inaczej traktowane są sprawy, gdy sygnały pochodzą od różnych osób.
REKLAMA
Odrębny problem stanowią grupy młodych ludzi, którzy regularnie wieczorami gromadzą się na pomoście lub boisku do siatkówki. Głośne śmiechy i krzyki też niektórym przeszkadzają.
Komendant straży miejskiej nalega jednak na to, aby nie być zbyt surowym dla młodzieży.
- Jeżeli spotka się kilkadziesiąt osób, które śmieją się i bawią, to musi wiązać się to z pewnym hałasem - mówi. - Oczywiście byłoby lepiej, gdyby nie zakłócali nikomu snu, ale sądzę, że nie wynika to ze złej woli. Są wakacje i młodzi ludzi więcej czasu spędzają na dworze. Chcę zauważyć, że mimo tych krytycznych uwag, które czasem do nas docierają, nie odnotowujemy większych zniszczeń w obrębie Dużego Blankusza - przekonuje Roman Witt.
a.bartniak@extraswiecie.pl
REKLAMA