W miniony wtorek zniszczono domki dla kotów znajdujące się w sąsiedztwie dawnego lądowiska dla śmigłowców przy Nowym Szpitalu w Świeciu.
Spotkało się to z oburzeniem osób, które były związane z kotami bytującymi na tyłach szpitala. Przy wejściu do budynku stały miski z karmą. Zwierzaki były karmione przez pracowników lecznicy. Taka sytuacja trwała od wielu lat.
Jeżeli komuś przeszkadzały te domki, można było je spokojnie przestawić w inne rozsądne miejsce, a nie niszczyć - irytuje się nasz Czytelnik. - Podobno przyczyną takiej decyzji było wtargnięcie kota na klatkę schodową i załatwienie się. Pozwoliłem sobie zrobić wywiad na ten temat i jest to kot, który nie pozwala podejść do siebie na kilka kroków, a otwarcie drzwi na klatkę to już paranoja. Prawdopodobnie przypadkiem został wpędzony do budynku przez palących w tym miejscu pracowników - przypuszcza Czytelnik.
Co na to dyrekcja szpitala?
Zacznijmy od tego, że też kocham koty - mówi Karolina Welka, prezes Nowego Szpitala w Świeciu. - Nie możemy jednak dopuszczać do tego, aby koty chodziły po szpitalu. Zwłaszcza takie wolno żyjące, które z pewnością przenoszą pasożyty, a być może także choroby, chociażby groźną dla kobiet w ciąży toksoplazmozę. Nie wolno nam narażać pacjentów na dodatkowe niebezpieczeństwa. Nie chciałabym, aby podczas wizyty inspektora sanepidu kot przebiegał przez korytarz.
Problem z kotami został dostrzeżony wraz z nadejściem chłodów. Jak przekonuje Karolina Welka, zwierzęta szukały ciepłego schronienia, dlatego zaczęły być widoczne wewnątrz budynku.
Jednocześnie prezes przyznaje, że decyzja o zniszczeniu domków była może nieco zbyt "drastyczna".
Kotami żyjącymi w okolicy szpitala powinna zająć się jakaś organizacja powołana do opieki nad nimi - stwierdza. - Jest też drugie rozwiązanie. Dom mogą im zapewnić ludzie, którym tak bliski jest los tych zwierząt.