OKSiR w Świeciu zaprasza panie do oderwania się od codziennych obowiązków i spędzenia czasu w kobiecym gronie. Wstępem do Festiwalu Kobiet będzie wykład świecianki Gabrieli Suleckiej, srebrnej medalistki Mistrzostw Polski w nordic walking i zdobywczyni Kilimandżaro. Jak do tego doszło? Przypominamy tekst o tej niecodziennej wyprawie.
Plan był iście szatański. Urodziny zapowiadały się hucznie. Wiadomo, taka rocznica zobowiązuje. Jubilatka do ostatniej chwili nie podejrzewała jednak, jaka czeka ją niespodzianka.
- Prowodyrkami wszystkiego były moje córki Hania i Ewa - mówi z uśmiechem Gabriela Sulecka. - Podpytywały mnie o prezenty, jakie chciałabym dostać. Powiedziałam, że mogą to być talony do jakiegoś sklepu sportowego. Dopytywały, jakiego? Czy Decathlon będzie odpowiedni, czy może lepiej jakiś inny? Nic nie dały po sobie poznać. Podpuszczały mnie do końca.
REKLAMA
W dniu urodzin, 16 kwietnia, goście wręczyli jej stos prezentów. Jakież było zdziwienie jubilatki, gdy okazało się, że w jednym kartonie jest kawa, której nie pije, a w innym sok bananowy, którego nie lubi. To był element humorystyczny stanowiący część podstępu.
Po rozpakowaniu większości „nietrafionych” prezentów wręczono jej bukiet frezji, które dla odmiany uwielbia. Wewnątrz znajdował się w rulonik. Zawierał informację, że w sierpniu spełni się jedno z największych jej marzeń - będzie miała szansę pojechać do Afryki i wejść na Kilimandżaro.
- To jedyna z nielicznych wysokich gór niewymagających umiejętności technicznych - mówi Gabriela Sulecka. - Chodzi o ten cały sprzęt konieczny podczas wypraw wysokogórskich: liny, haki itp. Wiedziałam, że jest w moim zasięgu, chociaż miałam pewne obawy. Wysokość 5895 m może być wyzwaniem nawet dla młodego, wysportowanego człowieka.
REKLAMA
Więcej było jednak radości niż wątpliwości, chociażby z tej racji, że pani Gabriela jest utytułowaną zawodniczką nordic walking. Taka wyprawa wymagała jednak pewnych przygotowań.
Przygoda życia rozpoczęła się 5 sierpnia wylotem z Warszawy do Dubaju, gdzie przesiadła się na samolot do Nairobi, stolicy Kenii, a potem autobusem pojechała z resztą uczestników wyprawy do sąsiedniej Tanzanii.
Grupa liczyła 17 osób. Sami Polacy. Co ciekawe, do obsługi turystów z Europy przewidziano aż 52-osobową grupę Tanzańczyków. Byli w niej tragarze, kucharze, przewodnicy, pomocnicy przewodników. Każde wejście i zejście ze szczytu zajmuje sześć dni.
- Większa część trasy jest stosunkowo łatwa, przynajmniej dla osób, które maję trochę doświadczenia w chodzeniu po górach - stwierdza pani Gabriela.
REKLAMA
Największym problemem jest rozrzedzone powietrze. Przewodnicy bardzo dokładnie ich obserwowali.
- Gdyby ktokolwiek zdradzał objawy choroby wysokogórskiej, z pewnością nie pozwolono by mu kontynuować wejścia. Musiałby zejść z asystą na dół. Między innymi po to szła z nami tak liczna grupa osób towarzyszących. Z jednej strony byliśmy my, z małymi plecaczkami, dyszący ze zmęczenia, a z drugiej tragarze, obładowani do granic możliwości, którzy z uśmiechem śmigali między skałami. Byłam dla nich pełna podziwu. Zresztą nie ja jedna – przyznaje.
Świecianka weszła na szczyt Kilimandżaro 12 sierpnia. Podobnie jak w przypadku zawodów Pucharu Polski Nordic Walking również do Afryki zabrała flagę z Świecia, co potwierdziła pamiątkowym zdjęciem.
Dodatkowe informacje dotyczące sobotniego spotkania z Gabrielą Sulecką w ramach Festiwalu Kobiet (obowiązują zapisy) i więcej o samej o imprezie tutaj.
Komentarze (0)