Historia niewielkiego zakładu mięsnego, przy którym od początku działał sklep firmowy, rozpoczęła się w 1990 r. Było to wspólne przedsięwzięcie trzech udziałowców, którzy postanowili połączyć siły.
- Jedno z głównych wspomnień z tego okresu: nie byliśmy w stanie nadążyć z produkcją - mówi współwłaścicielka Justyna Mrugalska, córka Andrzeja Lewandowskiego, jednego z założycieli Porkosu. - Zwłaszcza na początku lat 90. w sklepach brakowało jeszcze towarów. Nie było też tylu dużych zakładów mięsnych, które pojawiły się nieco później.
To jednak wcale nie znaczy, że życie przedsiębiorcy ograniczało się tylko do liczenia zarobionych pieniędzy.
- Zmorą początku lat 90. była ogromna inflacja, z którą wiązały się koszty zaciągniętych kredytów - wspomina Justyna Mrugalska. - Mimo wysokich obrotów, trzeba się było bardzo sprężać, żeby je spłacić. Ci, którzy o tym nie pamiętali, często musieli zakończyć biznes, bo zjadały ich gigantyczne odsetki.
W zasadzie filozofia działalności firmy mieszczącej się przy ul. Żwirki i Wigury w Świeciu nie zmieniła się od lat. Jej główne założenie, to maksymalnie skrócić dystans od uboju do sprzedaży mięsa, wędlin i innych wyrobów. Dlatego w zakładzie produkuje się w małych partiach, dzięki czemu nie pojawiają się żadne zastoje magazynowe.
Wśród wyrobów cieszących się największym uznaniem można wymienić tatar, kiełbasę bydgoską i białą surową, pasztet pieczony oraz biały i czarny salceson.
Porkos jest też dostawcą mięsa i wyrobów dla wielu restauracji, zakładowych stołówek, a także firm zajmujących się cateringiem.
- W zasadzie naszym jedynym orężem jest jakość - podkreśla współwłaścicielka firmy. - Ani nasz zakład, ani żaden inny podobnej wielkości, nie jest w stanie konkurować cenami z wielkimi koncernami branży mięsnej i z marketami, w których mięso bywa sprzedawane w cenie, jaką my płacimy w ubojni. Z drugiej strony, wiemy też, dlaczego restauracje, gdzie smak ma kluczowe znacznie, wolą zaopatrywać się u nas niż łapać promocje w supermarketach.
Jednak konkurencja w postaci wielkich sklepów i zakładów to nie jedyne zmartwienie branży. Ostatnie miesiące to koszmarna niepewność i obawy związane z rządowym programem Polski Ład, który powoduje nie tylko zamieszanie podatkowe, ale wiąże się też z ogromym wzrostem kosztów produkcji.
- Na razie mamy jeszcze zagwarantowaną starą cenę gazu - mówi Justyna Mrugalska. - Ale nie wyobrażam sobie, jak poprowadzę ten biznes, gdy rachunki wrosną o 400-500 proc. Gdy do tego dodamy wyższe składki ZUS i wiele innych dodatkowych kosztów, może się okazać, że interes znajdzie się na granicy opłacalności. Bardzo bym chciała dalej produkować, bo mamy wielu klientów, którzy pojawiają się regularnie od kilkudziesięciu lat, ale nie wiem, jak długo jeszcze będzie to możliwe. Nie pamiętam, kiedy przyszłość była tak niepewna, jak dziś - przyznaje współwłaścicielka Porkosu.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Artykuł powstał we współpracy z firmą Porkos w Świeciu.
REKLAMA
Komentarze (0)