Zaplanowane na początku tygodnia spotkanie 170-osobowej załogi, o czym pisaliśmy w poprzednim artykule (patrz poniżej) przełożono na środę.
- Usłyszeliśmy od szefostwa Klose, że mamy przychodzić do pracy, ale nie wiadomo, kiedy dostaniemy pensje, bo zakład plajtuje. Kiedy padło pytanie, za co w takim razie mamy żyć, padła odpowiedź, że musimy sobie jakoś radzić. To są jakieś kpiny! - oburzają się pracownicy fabryki mebli Klose w Nowem.
Szeregowy pracownik dostaje na rękę 2,7 tys. zł. Tyle, ile wynosi najniższa krajowa. Średnia dla całego zakładu jest nieco wyższa za sprawą większych wynagrodzeń osób na wyższych stanowiskach i pracowników administracji, w tym także dyrekcji firmy.
- Gdybyśmy chociaż te 2,7 tys. zł dotawali regularnie. Ale od miesięcy mamy pensje wypłacane w ratach. Za maj dostaliśmy tylko połowę. Kiedy będzie reszta? Nikt tego nie wie - mówią w Klose.
Produkcja stoi, bo z powodu zadłużenia fabryki i kłopotów z płatnościami, nikt nie chce jej dostarczać komponentów do wyrobu mebli.
- Zajmujemy sie głównie pracami porządkowymi, albo chodzimy z kąta w kąt, bo nic innego do roboty nie ma. Magazyn jest pełen towaru, ale nie jest na sprzedaż, bo podobno ma stanowić zabezpieczenie na pokrycie długów - informują pracownicy.
W środę i w czwartek rano w Klose w Nowem nie było prądu.
- Nie wiadomo czy to tylko jednodniowe wyłączenie, czy tak już zostanie, bo firma podobno nie płaci dostawcy energii. Nikt nam tu niczego nie wyjaśnia. Większości rzeczy dowiadujemy się pocztą pantoflową - skarżą się pracownicy. - Podobno taka sytuacja ma potrwać do września, kiedy sąd wyda postanowienie o upadłości. Wielu już teraz chciałoby się zwolnić, ale nie wiemy, co napiszą nam w świadectwie pracy. Czy będzie to opis korzystny dla nas, tak żebyśmy nie mieli problemów ze znalezieniem nowego zatrudnienia? Wszyscy gubią sie w domysłach, bo nie ma z kim rozmawiać.
Skontaktowaliśmy się z Tomaszem Ryżyńskim, zarządcą Klose w czasie postępowania sanacyjnego i doradcą restrukturyzacyjnym.
Przyznał, że działania sanacyjne, mające uzdrowić sytuację zakładu i rozmowy z wierzycielami nie powiodły się.
- Nic mi nie wiadomo, aby dyrektor, który spotkał się z pracownikami powiedział im, że mają przychodzić do pracy, ale nie będą otrzymywać wynagrodzeń. To byłoby kuriozalne. Pracownicy będą otrzymywać wynagrodzenia tak długo, jak tylko będzie to możliwe - twierdzi Tomasz Ryżyński.
Do sądu został złożony wniosek o umorzenie postępowania restrukturyzacyjnego.
- Kiedy sąd wyda postanowienie w tej sprawie, zarząd podejmie decyzję o ewentualnej likwidacji lub upadłości firmy. Powiadomiliśmy urząd pracy o sytuacji w fabryce, ale to jedynie informacja, a nie zamiar dokonania zwolnień grupowych. Nic mi nie wiadomo, aby miał zostać wyłączony prąd, w związku z sytuacją finansową zakładu - mówi Tomasz Ryżyński.
Rzecz w tym, że w fabryce nie nie ma od środy nie tylko prądu, ale również bieżącej wody, m.in. w toaletach.
Z informacji, jaką tydzień temu przekazano Powiatowemu Urzędowi Pracy w Świeciu wynika, że pracę w fabryce mebli Klose w Nowem może stracić 170 osób.
- Na razie nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi i w jakiej formule - mówi Karolina Kasica, dyrektor PUP w Świeciu. - Prawdopodobnie jest to perspektywa najbliższych dwóch miesięcy. Chcemy jednak już teraz podjąć pewne działania wyprzedzające.
Jedno z nich ma polegać na ułatwieniu pracownikom przechodzenia do innych zakładów bez konieczności rejestrowania się jako bezrobotni.
- W tej chwili trudno określić, w ilu przypadkach powiedzie się ten zabieg - przyznaje Karolina Kasica. - Niemal na pewno będzie się to wiązało z koniecznością dojazdów do innych gmin. Nie wiadomo, ile osób jest na to gotowych. Należy pamiętać, że wśród pracowników fabryki nie brakuje osób, które pracowały tam całe życie i taka zmiana może być dla nich sporym wyzwaniem.
Zanim zostaną wręczone pierwsze wypowiedzenia, w PUP rozpoczną się też kursy przygotowujące do wejścia na rynek pracy. Będzie można się na nich dowiedzieć, jak skutecznie szukać zatrudnienia, z jakich źródeł korzystać, jak napisać CV itd.
- Bardzo nam zależy na tym, aby pracownicy, którzy stracą pracę jak najszybciej znaleźli nową - zaznacza dyrektor urzędu pracy.