Wiele publikacji z okresu PRL, między innymi popularne „Dzieje Świecia nad Wisłą i jego regionu” podają za dokumentami sowieckimi datę 12 lutego jako moment wyzwolenia miasta z rąk niemieckich okupantów.
Ustalenia Klubu Miłośników Historii KaMuH, oparte na relacjach mieszkańców i niemieckich meldunkach dziennych jednostek Armii „Wisła” wskazują jednoznacznie na dzień 10 lutego jako datę wkroczenia sowieckich jednostek do opuszczonego już przez wojska niemieckie Świecia.
REKLAMA
Kolejnym dowodem na to jest ustanowienie po wojnie nazwy ulicy 10 Lutego, która notabene obecnie wywołuje kolejny spór po przemianowaniu jej decyzją wojewody na Sybiraków. W cieniu tego drażliwego dnia pozostały przez lata wydarzenia, które miały miejsce zarówno przed jak i po nieszczęsnym 10 lutego 1945 r.
Przed godziną „0”
Niemieckie przygotowania do obrony Świecia przed nacierającymi jak burza na Grudziądz i Chełmno, przeważającymi liczebnie i sprzętowo, oddziałami sowieckimi, rozpoczęły się już w styczniu 1945 r.
Niemieckie władze okupacyjne miasta i powiatu świeckiego nie miały złudzeń, że Wisła nie jest w stanie na dłużej powstrzymać ataku Rosjan. Mimo kategorycznych zakazów ewakuacji płynących z Berlina i Gdańska, kreisleiter Ziebell (powiatowy naczelnik NSDAP) podjął samowolnie decyzję o ewakuacji niemieckich kobiet i dzieci, najpierw do Nowego, a potem w kierunku portów bałtyckich, gdzie organizowany był transport morski do Niemiec.
Ratusz w Świeciu, 1941 r.
W samym Świeciu, jak wspominali w opublikowanych po wojnie książkach dawni niemieccy mieszkańcy, sytuacja aprowizacyjna była bardzo ciężka, szpital miejski został przekształcony w wojskowy lazaret, a koszary świeciły pustkami, bo stacjonujące tam jednostki wysłano do obrony Grudziądza.
28 stycznia 1945 r. komendantem wojskowym został płk von Wedel, który przejął władzę w mieście od burmistrza Aloisa Musolfa, pełniącego tę funkcję od 1942 r. Cywilne władze administracyjne miasta i powiatu już w nocy tego samego dnia otrzymały oficjalny nakaz ewakuacji.
Było to spowodowane tym, że z 27 na 28 stycznia rosyjska piechota z lekkim uzbrojeniem przeszła po lodzie Wisłę pod Chełmnem, a zwiadowcy sowieccy dotarli nawet w okolice Dużego Rynku i „starego cmentarza” przy ul. Mickiewicza w Świeciu.
REKLAMA
Otworzy się w nowym oknie
W tych dniach siły niemieckie w samym mieście stanowił zmobilizowany oddział Volkssturmu, pospolitego ruszenia złożonego z wyrostków Hitlerjugend i panów w bardzo już podeszłym wieku, których nie powołano z tego względu do regularnej służby wojskowej. Uzupełnienie stanowił kombinowany oddział złożony z lekko rannych żołnierzy z wojskowego lazaretu oraz służb tyłowych i pomocniczych, które akurat znajdowały się w Świeciu.
Wbrew pozorom, takie jednostki mogły być groźne w walkach ulicznych, szczególnie dla sowieckich czołgów ze względu na uzbrojenie w granatniki przeciwpancerne panzerfaust. W walkach w Berlinie takimi „pancernymi pięściami” żołnierze Volkssturmu spalili Rosjanom prawie 1 000 czołgów. W bezpośrednim starciu z rosyjską piechotą nie mieli jednak szans.
REKLAMA
Na szczęście dla Niemców, rejon Świecia przejęła do obrony regularna jednostka - 542 Dywizja Grenadierów Ludowych oraz pododdziały dywizji „Lobrik”, batalion kombinowany skierowany do obrony Przechowa. Na początku lutego do miasta przebiła się też duża grupa 73 Dywizji Piechoty, która wyrwała się z okrążonego Torunia, ale bez ciężkiego uzbrojenia, którego nie udało się przeprawić przez oblodzoną Wisłę.
Mimo wyparcia rosyjskich czołówek z miasta, Rosjanie stworzyli dwa silne punkty wypadowe w rejonie kościoła farnego i zamku, ze snajperami na wieżach i karabinami maszynowymi.
Świecie już pod koniec stycznia zostało odcięte od strony południowej i zachodniej przez szybkie pancerne jednostki Armii Czerwonej, które dotarły pod Pruszcz oraz w rejon Drzycimia i Sierosławia. W Pruszczu pojawiły się też pododdziały I Armii Wojska Polskiego z rejonu Bydgoszczy.
REKLAMA
Na początku lutego Rosjanie rozpoczęli walki o Gruczno, przechodząc w tamtym rejonie Wisłę po lodzie, a następnie kontynuowali natarcie na Przechowo, gdzie obiektem ataków lotniczych stały się tamtejsze młyny. Niemcy zdążyli jeszcze ewakuować, znajdujący się w budynkach po szpitalu psychiatrycznym, dom starców, tzw. Baltendeutschów, starych Niemców przywiezionych z państw nadbałtyckich, Łotwy i Estonii.
To zadanie przypadło w udziale kreisleiterowi Ziebellowi, któremu sam gauleiter Pomorza Gdańskiego Albert Forster nakazał powrót po tych ludzi do Świecia. Ewakuacja się udała, ale Ziebell dostał się podczas niej do rosyjskiej niewoli, z której już nie powrócił. Prawdopodobnie syberyjska ziemia któregoś z rozlicznych sowieckich łagrów przyjęła doczesne szczątki hitlerowskiego dygnitarza partyjnego ze Świecia.
REKLAMA
Według relacji starszych mieszkańców Świecia, Niemcy uciekli z miasta dużą grupą w nocy z 9 na 10 lutego rekwirując jeszcze na koniec po domach wszelkiego rodzaju kożuchy, płaszcze i pierzyny, którymi mościli sobie konne wozy, aby nie zmarznąć podczas powrotnej podróży do Vaterlandu.
We wrześniu 1939 r. wkraczali do miasta na galowo i z orkiestrą, a w lutym 1945 r. uciekli chyłkiem nocą na rozklekotanych wozach. Tak rękami sowieckich gierojów dokonała się po prawie 6 latach mordów i prześladowań dziejowa sprawiedliwość. I za to warto 10 lutego zapalić im znicze na grobach znajdujących się w dawnej jednostce wojskowej w Świeciu.
REKLAMA
Po godzinie „0”
Jak wspominali starsi mieszkańcy, pamiętający wkroczenie Rosjan do Świecia 10 lutego 1945 r,, żołnierze nie zaznali długo odpoczynku po wyczerpujących walkach. Jednostki pierwszego rzutu po zaaprowizowaniu i opatrzeniu rannych popiły „czaju” i ruszyły do dalszych działań jak to sami mówili „wpierod na Berlin”.
Część z nich zdążyła jednak poszabrować w opuszczonych domach i niejeden zapakował do swojego worka, zastępującego plecak, zabrany z mieszkania budzik albo srebrne sztućce. Budzik w worku na plecach mógł być jednak groźny dla jego nowego posiadacza, bo głośne tykanie mogło spowodować u współtowarzyszy podejrzenie o ukrytą bombę i skończyć się serią w plecy z pepeszy.
REKLAMA
W pierwszych dniach po wkroczeniu Rosjan do Świecia zaczęły się nieliczne jeszcze gwałty, rabunki mieszkań oraz wyrzucanie mieszkańców z ich domów, które zajęto na kwatery dowództwa. Rosyjscy dowódcy zachowywali się różnie, częste były jeszcze przypadki dyscyplinowania żołnierzy, a nawet rozstrzeliwania przez NKWD żołnierzy przyłapanych na kradzieży czy po zgłoszonym gwałcie.
Ze wspomnień rodzinnych utrwaliła mi się opowieść o dwóch rosyjskich żołnierzach, których złapano z workami pełnymi pokradzionych z mieszkań noży, widelców, łyżek oraz bielizny damskiej na ul. Mestwina, tuż przy obecnej bramie prowadzącej na teren urzędu miejskiego. Żandarmi, którzy ich zatrzymali, wysypali na ziemię zawartość worków, a potem rozstrzelali obu wyprężonych na baczność żołnierzy serią z pepeszy.
REKLAMA
Z drugiej strony, Rosjanie potrafili też urządzić w jednym z budynków szpitala psychiatrycznego areszt dla złapanych dziewczyn, które zostały zgwałcone, a potem wywiezione na Sybir.
Wydarzenia miały miejsce 17 lutego 1945 r., a 19 lutego odbył się marsz protestacyjny młodzieży ze Świecia, do której Rosjanie otworzyli ogień z karabinów maszynowych.
Najgorsze przyszło w marcu 1945. Wtedy miasto objęły jednostki tyłowe. Zaczęły się masowe deportacje mieszkańców Świecia i okolicznych miejscowości na Sybir. Położony niedaleko Świecia Wiąg, jak wspominała jego mieszkanka, pani Sokół, został praktycznie całkowicie wyludniony wywózką.
Sowieci wywieźli z naszego terenu 1 441 osób do przymusowej pracy w łagrach za Uralem. Większość już stamtąd nie wróciła.
REKLAMA
5 marca 1945 r. Rosjanie wysadzili w powietrze kościół w Przechowie, bo miał przeszkadzać w startach i lądowaniach samolotów z pola umiejscowionego przy świątyni. Zaczęły się też próby grabieży maszyn i urządzeń ze świeckiej cukrowni. W obronie stanęli robotnicy i nie pozwolono Rosjanom na rozgrabienie zakładu.
Część z broniących cukrowni zapłaciła za to zsyłką do łagru. Rosjanie wyrzucili mieszkańców z domów m.in. przy ul. Klasztornej i obecnej 10 Lutego/Sybiraków na odcinku od Mickiewicza do Dużego Rynku, zajmując je na kwatery. Opuścili je dopiero jesienią 1945 r., pozostawiając po sobie zdewastowane i ograbione z wszystkiego mieszkania.
REKLAMA
Żołnierzy sowieckich poległych w walkach o Świecie i okoliczne miejscowości pochowano w zbiorowej mogile na Dużym Rynku. W latach 1946-48 ekshumowano ich na cmentarz wojskowy w jednostce wojskowej. Według oficjalnych danych spoczywa ich 778, w tym tylko 42 zidentyfikowanych, reszta to bezimienni.
Jak już pisałem grobom należy się szacunek, a poległym pamięć ale czy dobrym pomysłem jest organizowanie tam 10 lutego oficjalnych uroczystości i składanie wiązanek przez przedstawicieli władz miejskich i samorządu? Wobec przytoczonych powyżej faktów jest to chyba moralnie wątpliwe i rani pamięć ofiar sowieckich represji i wywózek za Ural. Najlepiej jednak niech ocenią to sami mieszkańcy Świecia.
redakcja@extraswiecie.pl
REKLAMA
To była wojna!,nikt nie wie
To była wojna!,nikt nie wie jak by się zachowywał i lepiej żeby nie doczekał takich czasów.Jedo jest pewne sowieci wyzwolili Świecie i kropka.Dzisiaj wojny nie ma,a gwałty i zabójstwa są wśród swoich i co?????????????
Na Ul. Mestwina Rosjanie
Na Ul. Mestwina Rosjanie również zajęli jedno mieszkanie, natomiast rodzina trafiła na „ludzkiego” rosyjskiego oficera, który nie traktował ich źle. Raz, kiedy jeden z jego podległych żołnierzy wszedł do kuchnii i zaczął tłuc naczynia, oficer wyszedł, wywołał go na schody (łączące ul. Kopernika z Wojska Polskiego) i rozstrzelał. Malo kto wie o tej historii 😉
Rosjanie wkroczyli do Świecia
Rosjanie wkroczyli do Świecia na 3 dni przed oficjalnym wejściem wojsk. Znam nazwisko osoby(Mr****ski), który jako dziecko widział, jak czołgali się po przechowskich torach w stronę miasta. Jeden z nich nawet pokazał do chłopca, ze ma być cicho, przykladajac palec do ust.
Powiedzcie że to byli
Powiedzcie że to byli wyzwoliciele , kiedy na oczach małej dziewczynki ukrytej gwałcili jej matkę i siostrę w Przechowie A potem kolejno przychodzili następni i następni dopuszczał się bezlitosnego gwałtu by skąpane we krwi zostawić nieżywe. Powiedzcie jej że to była wojna; że osuerocono ją bo Sowieci jak bydlęta niepohamowali swoich huci. Powiedzcie;mojej cioci, 14 klatce zesłanej na Sybir, że aby przeżyć jadła koronki wygrzebane rękoma z ziemi, że to byli wyzwoliciele. Zostawiła tam brata młodszego, który zmarł., z którego śmiercią się nie pogodził. Powiedzcie sąsiadkę, że to było naturalne zachowanie dobrych żołnierzy radzieckich gdy z Syberii uciekłaś przez Japonię potem Australię do Polski do ojczyzny kiedy patrzyła na ludzkie dramaty. To było zezwuerzemwcebie i nic nie jest w stanie tego usprawiedliwić.