Największy przekręt w historii Świecia

Zapewne Michał L., były radny SLD, nigdy nie przypuszczał, że przejdzie do historii Świecia jako aferzysta nie mający sobie równych. Zarówno jeśli idzie o skalę oszustw, jak i liczbę poszkodowanych. Nic dziwnego, że nie pojawił się w piątek w bydgoskim sądzie na ogłoszeniu wyroku. To, co by usłyszał na swój temat od sędziego, nie byłoby miłe.

sad-okregopwy

Wyrok Sądu Okręgowego w Bydgoszczy nie jest prawomocny. Zapewne Michał L. zechce skorzystać z prawa do odwołania. Tak więc ostatecznie o jego losie zadecyduje prawdopodobnie Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Jedno nie podlega dyskusji. Jego wina.

Jak podkreślał sędzia Roman Narodowski, wyjaśnienia oskarżonego sprowadziły się tylko do zakwestionowania wartości wyrządzonej szkody. Twierdził, że przywłaszczył sobie mniej niż 1,8 mln zł. Czyli ile? Tego nieuczciwy zarządca nigdy nie powiedział, bo zapewne sam nie wie. W ciągu ośmiu lat, gdy „skubał” 24 wspólnoty nie tylko ze Świecia, ale też z Jeżewa, Sulnowa, Czapel i Sartowic, po prosu stracił rachubę, ile przelał na własne konto.
REKLAMA

Świecka prokuratura wyliczyła, że sprzeniewierzył 1,8 mln zł. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy, którzy przyjął nieco inną metodologię, doliczył się 2 mln 135 tys. zł. W ocenie sędziego, wyrok nie mógł być inny niż skazujący ze względu na wielką wartość szkody, działanie z premedytacją, ciągły charakter przestępstwa i liczbę poszkodowanych, których jest kilkuset. Zarządca perfidnie wykorzystywał zaufanie ludzi, często starszych i schorowanych, którym nie przyszło do głowy, aby podważać jego kompetencje.

Dość istotny w orzeczeniu jest wątek dotyczący naprawienia szkody. W wielkim skrócie, Michał L. powinien oddać wszystkim wspólnotom to, co im zabrał. Prokuratura zabezpieczyła majątek Michała L. Rzecz w tym, że jego wartość jest znacznie niższa niż 2 mln zł.
REKLAMA

To nie jedyny problem. Współwłaścicielką dwóch nieruchomości (mieszkania i działki) oraz samochodu jest żona nieuczciwego zarządcy. Jedynym sposobem na zdobycie gotówki, by spłacić chociaż część  należności, jest sprzedaż majątku. Tylko kto zechce nabyć połowę udziału np. w ich mieszkaniu? W zasadzie taki lokal jest nie do sprzedania. Zwłaszcza, gdy jego cena będzie rynkowa.

W całej tej bulwersującej sprawie jest jeszcze jeden wątek, który do tej pory pomijano. Chodzi mianowicie o dwie pracownice Michała L., zatrudnione w jego firmie zarządzającej nieruchomościami. Żadnej z nich prokuratura nie postawiła zarzutów, chociaż były gruntownie przesłuchiwane.
REKLAMA

- Jedna z nich twierdzi, że o niczym nie wiedziała - mówi prokurator Anna Wesołowska-Borek. - Druga czegoś się domyślała, ale nie była pewna. Nie można jej jednak oskarżyć o współudział. Żadna z kobiet nie pracowała na stanowisku księgowej, chociaż przynajmniej jedna z nich de facto pełniła taką funkcję. Obie twierdziły, że wszystkie przelewy robił Michał L. i to on ponosił pełną odpowiedzialność za to, co się stało.

Mimo że pracownice Michała L. nie działały z nim w zmowie, aż trudno uwierzyć w to, że nie miały świadomości, iż finanse firmy wyglądają dość dziwnie. Żadna z nich nie wpadła na to, aby zaalarmować którąś ze wspólnot. Tymczasem niektóre z nich muszą spłacać wysokie kredyty za remonty, które nigdy się nie odbyły. Inne wspólnoty podniosły fundusz remontowy, aby ratować się z opresji. Czy kiedyś te pieniądze zostaną im zwrócone? Mało prawdopodobne.

a.bartniak@extraswiecie.pl
REKLAMA

Udostępnij

Wybrane dla Ciebie

Generic selectors
Exact matches only
Search in title
Search in content
Post Type Selectors