Niemal połowę swojego dorosłego życia spędzamy w pracy. Biorąc pod uwagę tylko ten fakt, nie sposób dziwić się temu, że najbliższych współpracowników traktujemy niemal jak członków rodziny. Oczywiście nie wszędzie tak jest i nie wszystkich darzymy taką samą sympatią, ale Katarzyna Lipowiec miała to szczęście, że Jej życie zawodowe toczyło się wśród ludzi, którzy byli dla Niej ważni tak samo, jak Ona ważna była dla nich. Jak bardzo, czują to dopiero teraz, gdy już Jej nie ma.
Najdłużej towarzyszył jej Zdzisław Plewa, prezes Inkubatora Przedsiębiorczości i Lokalnej Grupy Działania „Gminy Powiatu Świeckiego”.
Katarzyna Lipowiec zmarła w wieku 44 lat
- To, co teraz mówimy czy piszemy niczego już nie zmieni, ale łacińskie określenie Primus interpares - najlepsza z najlepszych, potwierdza kim była i jaka Kasia pozostaje w naszej pamięci - podkreśla prezes. - Pracowaliśmy razem 18 lat tworząc od podstaw wspaniały, rozpoznawalny inkubatorowo-lgdowski zespół służący mieszkańcom gmin powiatu świeckiego i innych obszarów poprzez realizację wielu programów i projektów przy Jej ogromnym zaangażowaniu, odpowiedzialności i wysiłku.
Stanowiła bardzo silne ogniwo w naszym zespole.Zrównoważona w swoich wypowiedziach, ale również z umiejętną ripostą, jeśli zachodziła potrzeba. Mając poczucie dobrze wykonanej pracy, w wolnym czasie materializowała swoje szydełkowe i kuchenne fantazje. Była zawsze dumna ze swojej rodziny, dumna ze swoich dzieci.Nie sposób nie wspomnieć poczucia dobrego humoru, żartów, posłuchania dobrych anegdot.
REKLAMA
Z urodzenia i wychowania była Kaszubką, ale z racji zamieszkania, w Jej pracę i życie wpisał się błękitny kwiatek: chaber bławatek będący znakiem rozpoznawczym Regionu Kociewie, co głównie eksponowało się w projektach współpracy Lokalnych Grup Działania funkcjonujących na Kociewiu: „Gminy Powiatu Świeckiego”, „Wstęga Kociewia”, „Chata Kociewia”, również projektu międzynarodowego wspólnie z partnerem LGD „Ammersee” w Bawarii. Głównym celem tych projektów była i jest promocja walorów przyrodniczych, kulturowych i gospodarczych regionu „Kociewie”.
Współpraca Kasi z wieloma podmiotami i organizacjami, między innymi z Kołami Gospodyń Wiejskich wniosła wiele cennych wartości do wspólnych działalności stowarzyszeniowych pokazujących kulturę kociewską m.in. przykładem jest coroczne święto kociewskiego ziemniaka „Bałabun”.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że Kasia swoją wiedzą, cierpliwością, wdziękiem, uśmiechem i życzliwością zapisała się trwale w pamięci dużej ilości osób, które spotkały Ją na swojej życiowej drodze.
REKLAMA
Niewiele krócej każdego dnia spotykała się z nią w biurze Sabina Noetzelmann.
- Kasia była człowiekiem o niezwykłej osobowości, zawsze pełna optymizmu, życzliwości, troszczyła się o ludzi i dbała o sprawy zawodowe, a swoim szczerym uśmiechem zarażała wszystkich na bieżąco, gdziekolwiek była i cokolwiek robiła. Nawet teraz wiele wspomnień o Niej wywołuje u mnie uśmiech, bo właśnie on towarzyszył Jej w każdym momencie i promieniował na ludzi w Jej otoczeniu. To Ją wyróżniało w naszym zespole - zawsze mogliśmy liczyć na Jej zdrowy rozsądek i poczucie humoru. Dla Niej liczył się po prostu człowiek. Nie ma Cię Kasiu z nami, ale nigdy nie przestaniesz być w naszych sercach i wspomnieniach. Uczyniłaś tyle dobra i ufamy, że teraz patrzysz na nas z góry i uśmiechasz się do nas. Pamiętamy Cię Kasiu: „Nie odchodzi ten, kto trwa w pamięci żywych”.
REKLAMA
Ze stratą koleżanki wciąż nie potrafi pogodzić się również Anna Arym.
- Pracowałam z Kasią 16 lat, zawsze uśmiechnięta i życzliwa - tak mówią o Niej wszyscy, którzy mieli przyjemność ją spotkać. Także wspierająca, ale nie narzucająca się, te cechy też bardzo w Niej ceniłam. Pierwszy raz zachorowała, gdy byłam pogrążona w żałobie, kilka tygodni po śmierci mojego taty, który zmarł, a jakże, na raka. Kasia, jak to miała w zwyczaju, sama poinformowała mnie o chorobie, właśnie nie zostawiała miejsca na plotki i niedomówienia. Zarówno zawodowo, jak i prywatnie była szczera i bezpośrednia. Byłam przerażona, mając świeżo w pamięci okrucieństwo tej choroby, Ona taka młoda, małe dzieci. Zapytałam: "I co teraz”? Kasia z uśmiechem powiedziała mniej więcej: „Teraz to idę na wojnę, muszę walczyć”. Na zawsze zmieniło to moje podejście do choroby, niepowodzeń, różnych trudności, które nas w życiu spotykają. Największą siłę dawała jej rodzina, wspierający mąż i ukochane ponad wszystko dzieci oraz wiara, że musi się udać. Bez tego pewnie już dawno nie byłoby Jej z nami.
REKLAMA
Pamiętam też kilka lat później, akurat było strasznie dużo pracy przy jakimś projekcie, ciągłe szkolenia, spotkania, wyjazdy, a tu wznowa choroby, leczenie, chemia, Kasia mówiła: „Nie mam teraz czasu na to choróbsko”. Starała się, aby choroba nie przejęła kontroli nad Jej życiem, była niejako przy okazji, gdzieś z boku, bo było tyle ciekawszych rzeczy do zrobienia i planów do zrealizowania. Właśnie za tę siłę, determinację i wolę walki podziwiam Kasię i bardzo się cieszę, że zdążyłam Jej o tym powiedzieć.
Jak teraz będzie funkcjonować LGD zastanawia się Ludwika Karczewska, jedna z najbliższych współpracownic pani Kasi.
- Gdy 13 lat temu przyszłam do pracy, to właśnie Kasia wprowadziła mnie w tajniki pracy w Inkubatorze. Przy tworzeniu Lokalnej Grupy Działania to Ona pomagała zrozumieć mi o co w tym wszystkim chodzi, zawsze wspierała mnie w interpretowaniu ustaw, rozporządzeń i wielu innych urzędowych dokumentów. Będzie mi Jej bardzo brakowało.
REKLAMA
Zawsze mogłam na Nią liczyć, w każdej sytuacji, zawodowej czy też prywatnej. Była wieczną optymistką, zarażała swoim uśmiechem.
Gdy zachorowała zawsze mi powtarzała: „Badaj się Ludka, tak profilaktycznie”. Badam się i wiem, że to dzięki Kasi jest wszystko w porządku. Kasia bardzo lubiła gotować i piec ciasta, dzieliła się z nami swoimi przepisami. Cały czas korzystam z kilku z nich. Siedząc za biurkiem cały czas mam wrażenie, że właśnie do biura wchodzi Kasia. Ciężko mi jest pogodzić się z tym, że już Jej nie spotkam na tym świecie. Pozostają tylko wspomnienia.
Kierownik o jakim każdy marzy. Tak zapamięta Ją Dorota Tuszyńska.
- Pracowałyśmy razem 12 lat, była moją pierwszą tak długoletnią kierowniczką, ale nigdy nie dawała myśleć o sobie tylko w tej kategorii. Zawsze znalazła czas na prywatą rozmowę, w mojej pamięci pozostanie jako osoba wyjątkowo empatyczna, życzliwa oraz z dużym poczuciem humoru.
REKLAMA
Pamiętam jak 10 lat temu Kasia w tych swoich długich, kręconych włosach weszła do pokoju i powiedziała „dziewczyny musze wam coś powiedzieć”. Po tej rozmowie bardziej my byłyśmy załamane niż Ona, nigdy nie żaliła się na swój los. Zawsze mówiła „trzeba działać, byle do przodu i szybko wrócić do zdrowia”. To Ona nas gnała do lekarzy, to dzięki Niej bardziej zaczęłyśmy myśleć o badaniach profilaktycznych.
A terazw biurze jest zbyt cicho, przerażająco cicho. Nie dzwoni Jej telefon komórkowy, nie biega pomiędzy biurami. Pozostały nam wspomnienia, rozmowy o przeczytanych książkach, przepisach na „nowy” chleb (nawet jeden z nich został nazwany w moim przepiśniku „chleb Kasi”) czy ostatnio o prowadzeniu ogródka warzywnego. Tutaj jednak zawsze mówiła, że Ona tylko dogląda, bo prym w ich ogrodzie wiedzie Witek.
Wiele sytuacji i miejsc będzie mi przypominać Kasię, ponieważ zawsze była z Nami obecna, nie dlatego, że musiała a dlatego, że chciała.
REKLAMA
Pracę u jej boku jako zaszczyt, poczytywała sobie Anna Gackowska.
- Pani Kasia była osobą niezwykle kompetentną. Była skarbnicą wiedzy i pomysłów, z których chętnie korzystałyśmy w codziennej pracy i życiu prywatnym. Wykazywała się również wyjątkową otwartością na ludzi, nigdy nikomu nie odmówiła pomocy i tego samego oczekiwała od nas. Pani Kasi uśmiech nigdy nie znikał z twarzy i tą pozytywną energię przekazywała innym, kiedy w maju br. dostałyśmy nominację do rapowania z okazji 30 lat samorządności bez wahania przyjęła wyzwanie, zachęcając innych do wspólnego świętowania. Wśród młodzieży promowała przedsiębiorczość i zachęcała ich do działania. Od lat promowała również Kociewie, włączając w te działania coraz to nowych partnerów.
REKLAMA
Siłę i pasję szefowej biura LGD zawsze podziwiała Marta Litkowska.
- Jako kierownik niejednokrotnie była dla nas „za dobra”, potrafiła wszystko zrozumieć. Często rozmawiałam z Nią na tematy prywatne, potrafiła wesprzeć, podpowiedzieć jakieś rozwiązanie czy po prostu wysłuchać, wzbudzała zaufanie.
Kasia zaszczepiła we mnie miłość do Kociewia, to Ona pokazała mi co w nim najpiękniejsze. Często śmiała się, że przyjechała z Kaszub, aby promować Kociewie.
Była dla mnie „przewodniczką kulinarną”, godzinami mogła rozmawiać o kuchni, nowych przepisach, bardzo chętnie testowała nowe, dzieliła się swoimi. Od kilku lat piekę chleb i ciasta według Jej przepisu, pamiętam jak telefonicznie wspólnie gotowałyśmy zupę grzybową, wymieniałyśmy się zdjęciami swoich potraw.
Komentarze (0)