Nielegalna masarnia w Laskowicach. Na stoły trafiały wędliny wyrabiane w fatalnych warunkach!

Od początku roku do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Świeciu zaczęły docierać sygnały od producentów z branży mięsnej, że w Gdańsku, Starogardzie Gdańskim, Pruszczu Gdańskim i okolicach pojawiają się wyroby podejrzanego pochodzenia. I prawdopodobnie trafiają tam z powiatu świeckiego.

- Przedsiębiorcy obserwują się nawzajem. Wiedzą, co wypuszcza na rynek konkurencja. Kiedy nagle zaczęły się pojawiać wędliny, o których pochodzeniu nic nie wiadomo, zaczęło to budzić podejrzenia. Dla przykładu, na etykiecie kiełbasy słoikowej była podana tylko nazwa wyrobu. Żadnych danych producenta ani daty przydatności do spożycia – mówi Monika Blok-Amenda, zastępca prokuratora rejonowego w Świeciu.

REKLAMA

Większość wyrobów trafiała do handlarzy na targowiskach. Szczególnie te w szklanych opakowaniach, jak kiełbasy słoikowe czy pasztety. Bez odpowiednich oznaczeń trudno by je było sprzedać w sklepach.

Reklama

Reklama

Nie można jednak wykluczyć, że nielegalna masarnia z Laskowic dostarczała do sklepów „nieopakowane” produkty: kiełbasy, parówki, boczek czy szynki. Dotyczy to zwłaszcza małych sklepów, których właściciele mogli przymykać oko na pochodzenie, jeśli dostawali wędliny po okazyjnych cenach.

A na takie laskowicki zakład mógł sobie pozwolić, skoro 62-letni właściciel interesu nie płacił podatków i nie musiał inwestować w zapewnienie odpowiednich warunków sanitarnych i nowoczesne maszyny.

REKLAMA

Czy niepewny towar trafiał również na stoły mieszkańców powiatu świeckiego? Tego nie można wykluczyć, chociaż raczej nie na taką skalę, jak to miało miejsce w województwie pomorskim. Nasz region to „zagłębie mięsne”, opanowane przez lokalnych producentów. Szybko zlokalizowaliby nieuczciwą konkurencję. Sprzedaż wyrobów 100 km od Laskowic miała zmniejszyć ryzyko wpadki.

Reklama

Reklama

Zaniepokojony coraz częstszymi sygnałami inspektorat weterynarii w Świeciu powiadomił prokuraturę. Policja namierzyła nielegalną wytwórnię wędlin. Tuż przed Wielkanocą prokurator z nakazem rewizji pojawił się na ul. Kolejowej w asyście policjantów i lekarza weterynarii.

- Zakład był zamknięty, dlatego musieliśmy rozciąć kłódki, aby dostać się do środka. Wewnątrz znajdowało się mięso i rozmaite wędliny. Stan sanitarny przetwórni, delikatnie mówiąc, pozostawiał wiele do życzenia – przyznaje Monika Blok-Amenda.

REKLAMA

Reklama

Reklama

Na szczęście, wszystko wskazuje na to, że mięso pochodziło z legalnych ubojni, gdzie przeszło badania weterynaryjne.

- Strach pomyśleć, co by było, gdyby podejrzany kupował je w jakiejś nielegalnej ubojni i mięso zarażone włośnicą zostałoby przerobione na kiełbasę. Wystarczy już to, że mamy do czynienia z wędlinami wyrabianymi bez żadnego nadzoru sanitarnego. Nie wiadomo też czy część wyrobów, jak pasztety czy kiełbasa słoikowa, nie była przeterminowana lub zepsuta. Niech będzie to przestrogą, by nie kupować wyrobów mięsnych na targowiskach – podkreśla zastępca prokuratora.

REKLAMA

Reklama

Reklama

62-latek to mieszkaniec powiatu świeckiego. Pomieszczenia dawnych zakładów mięsnych wynajmował (firma branży mięsnej z Jastrzębia zlikwidowała tam działalność w 2016 roku). Twierdzi, że zajmował się produkcją sam.

- W to akurat trudno nam uwierzyć. Nie wiadomo na razie, jaka była skala produkcji. Podczas przesłuchania mężczyzna zeznał, ze wyrabiał kilkadziesiąt kilogramów wędlin tygodniowo, ale równie dobrze mogło to być kilka razy więcej. Wszystko wyjaśni dochodzenie – mówi Monika Blok-Amenda.

Mężczyzna nie został aresztowany. Grozi mu wysoka grzywna.

a.pudrzynski@extraswiecie.pl

REKLAMA
Otworzy się w nowym oknie
Otworzy się w nowym oknie