Zazwyczaj osoby, które przyznają, że padły ofiarą przemocy seksualnej pragną pozostać w ukryciu. Nie godzą się na publikowanie wizerunku ani ujawnianie swoich danych. W tym przypadku jest inaczej.
Pani Agnieszka nie ma nic przeciwko temu, aby publikować jej zdjęcie. Jednak na ten akt ogromnej odwagi zbierała się długie 20 lat (pisaliśmy o tym w grudniu ubiegłego roku, kiedy zaczynał się proces - patrz artykuł poniżej).
- To właśnie terapia i praca z psychologiem pozwoliły mi zrozumieć, że to nie ja powinnam się wstydzić, ale człowiek, który mi to zrobił - wyznaje pani Agnieszka.
Podkreśla, że gwałt to wciąż temat tabu. Kobiety, nawet wykształcone, boją się do niego przyznać w obawie o reakcję otoczenia.
REKLAMA
- Wolą nosić w sobie ten ból, który pozostaje w człowieku do końca życia, niż narazić się na osądy, że być może to one same sprowokowały gwałciciela - wyjaśnia. - I właśnie dlatego wielu oprawcom udaje się uniknąć kary. Postanowiłam, że nie będę jedną z tych milczących. Szkoda tylko, że na dojście do tej prawdy potrzebowałam tylu lat.
Właśnie ze względu na długi okres od popełnienia czynów muszą być oddalone zarzuty o molestowanie. Pozostają jednak wyjątkowo ohydne gwałty. Dowody na to, że do nich doszło są wyjątkowo mocne. I pewnie dlatego wczoraj oskarżony tylko chwilę wytrzymał na sali sądowej. Później przez ponad godzinę nerwowo palił papierosy przed świeckim sądem.
REKLAMA
Pani Agnieszka nie kryje, że udział w kolejnych rozprawach to dla niej poważne obciążenie. Nie tylko dlatego, że musi spotykać się na jednej sali ze swoim byłym szwagrem. Problemem jest pandemia i związane z nią obostrzenia.
- Mieszkam w Niemczech i żeby przyjechać do Świecia muszę pokonać ponad 700 km - tłumaczy. - To jednak jest najmniejszy problem. Znacznie gorsze jest to, że po każdym powrocie muszę przejść kwarantannę, co wiąże się z tygodniową nieobecnością w pracy. Mój pracodawca nie jest najszczęśliwszy z tego powodu. Chcę jednak być na każdej rozprawie, aby mojej nieobecności nie wykorzystała druga strona.
REKLAMA
Podejrzanemu postawiono zarzut z art. 197 par. 1 kodeksu karnego: Kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat 2 do 12.
Ze względu na charakter, sprawa toczy się za zamkniętymi drzwiami. Dlatego aż do jej zakończenia nie możemy przytoczyć żadnych bliższych szczegółów na temat tego, co działo się na sali.