Odbywające się od czwartku manifestacje niezadowolenia, spowodowane planowanymi zmianami w sądownictwie, przebiegają według podobnego scenariusza.
Około godz. 21.00 przeciwnicy obecnej ekipy rządzącej spotykają się na Małym Rynku. Po odśpiewaniu hymnu narodowego odczytywane są wybrane artykuły konstytucji. Pomiędzy kolejnymi fragmentami ustawy zasadniczej głos może zabrać każdy, kto czuje, że ma coś istotnego do powiedzenia. Stałym punktem są też piosenki „Mury” Jacka Kaczmarskiego i „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni. Finał wieczornych spotkań stanowi przemarsz pod gmach sądu, gdzie ustawiane są znicze.
W poniedziałek ułożono z nich napis „Veto” w nawiązaniu do zapowiedzi prezydenckiego sprzeciwu wobec dwóch ustaw dotyczących reformy sądownictwa. Wśród manifestujących można było dostrzec także sędziów orzekający w świeckim sądzie, szczególnie zainteresowanych obecnymi planami ustawodawczymi Sejmu.
Zapytaliśmy kilku demonstrantów, dlaczego przychodzą i czy w ich ocenie tego typu działania mogą mieć realny wpływ na politykę PiS?
Alina Augustynowicz:
- Te protesty są wyrazem naszego wyraźnego sprzeciwu. Pokazujemy, że nie godzimy się na łamanie zapisów konstytucji. To, co się teraz dzieje, przywodzi wspomnienia z młodości, którą spędziłam w Gdańsku. Nosiłam protestującym stoczniowcom papierosy i jedzenie. Byłam częścią tego wielkiego buntu. Boję się, że jeśli sami sobie nie poradzimy z obecną sytuacją, to może dojść do interwencji z zewnątrz. Jeśli tak się stanie, Polska na pewno na tym straci.
Piotr Szefler:
- Odbywające się w całej Polsce manifestacje już przyniosły efekt w postaci prezydenckiego weta w stosunku do dwóch spośród trzech ustaw. Andrzej Duda wyraźnie wskazał, co jest w nich nie tak i wymaga poprawki. Obecna władza musi odczuć, że zwykłym obywatelom nie podoba się to, co nam proponuje, że nie będziemy biernie stali i przyglądali się temu, jak łamane jest prawo.
Barbara Komasińska:
- Kocham Polskę i chcę dla niej dobrych zmian. To, co teraz próbują zrobić rządzący na pewno nie służy krajowi. Boję się powrotu dyktatu, z którym walczyliśmy w czasach PRL-u.














