Był początek września 1988 r. Grażyna Kędziora, instruktor do spraw plastyki Świeckiego Domu Kultury jak w ukropie uwijała się z dekorowaniem sceny świeckiego amfiteatru, w którym miały odbyć się tego dnia dożynki.
Do zamontowania było kilkanaście dużych plansz i kilkadziesiąt wielkich kwiatów z krepy. Zapowiedziano jej, aby się nie denerwowała, jak sobie z tym poradzić, bo do pomocy dostanie żołnierzy. Faktycznie o umówionej godzinie pojawiła się drużyna pod komendą podporucznika Piotra Stycznia.
Na dwie godziny przed imprezą zerwała się potężna burza, która zdemolowała większą część dekoracji.
REKLAMA
- Byłam zrozpaczona - mówi pani Grażyna. – Piotr, chcąc mnie pocieszyć, stwierdził, żebym się nie martwiła - można przecież zrobić nowe kwiaty. Bardziej mnie to zirytowało niż uspokoiło, bo na przygotowanie tych, które spłynęły, poświęciłam kilka dni, a on mi mówi, że w dwie godziny wyczaruję nowe.
Młody podporucznik na odchodnym wręczył urodziwej plastyczce karteczkę z numerem swojego telefonu. Żegnając się zapytał, czy może kiedyś odwiedzić dom kultury. Otrzymał raczej chłodną odpowiedź, że dom stoi otworem dla wszystkich mieszkańców. Gdy odszedł, kartka wylądowała w śmietniku.
- Powiem szczerze, miałam uraz do munduru - mówi pani Grażyna. - Gdyby ktoś jeszcze w liceum powiedział mi, że wyjdę za mąż za żołnierza, to popukałabym się w czoło. W tamtym czasie, gdy w pamięci mieliśmy stan wojenny, mundury wojskowe i milicyjne nie przywodziły dobrych skojarzeń. W przekonaniu, że prawidłowo myślę regularnie utwierdzali mnie żołnierze z miejscowej jednostki „robiący frekwencję” na różnego rodzaju imprezach. Przejście koło nich przez korytarz zawsze wiązało się z buczeniem i gwiazdami.
REKLAMA
Kilka dni po pamiętnych dożynkach w drzwiach ośrodka pojawił się Piotr Styczeń, by zaprosić plastyczkę na kawę. Ta dość niechętnie, ale w końcu uległa. Po jakimś czasie okazało się, że nawet wśród mundurowych trafiają się fajne chłopaki, z którymi można ułożyć sobie szczęśliwe życie.
Ona o nim
- Na pewno nic by z tego nie było, gdyby nie upór Piotra. To taka sugestia dla panów. Nieustępliwością można wiele osiągnąć. Po niespełna roku od poznania, Piotr musiał przenieść się do jednostki w Zgierzu. Pisaliśmy do siebie mnóstwo listów. Do dzisiaj je mamy. Mimo odległości uczucie przetrwało czas trzyletniej próby, która okazała się ważnym doświadczeniem. Pamiętam, że potrafił przyjechać o trzeciej w nocy, by przywieść mi grzyby nazbierane na poligonie.
REKLAMA
On o niej
- Spodobała mi się jej zaradność. Przyglądając się, jak montuje dekoracje i komenderuje ludźmi, pomyślałem, że warto byłoby ją poznać lepiej. Oczywiście nie bez znaczenia była też uroda, którą podkreślał oryginalny strój zdradzający zacięcie plastyczne. W tamtym czasie niewiele osób w Świeciu ubierało się w ten sposób. Imponowało mi to, że jest taka pomysłowa i zarazem w jakiś sposób odważna.
A w jakich okolicznościach poznali się nasi Czytelnicy? Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia, czy musiało upłynąć trochę czasu, zanim „zaiskrzyło”? Piszcie w komentarzach, wstawiajcie swoje wspólne zdjęcia z krótkim opisem pod artykułem na Facebooku, bez względu na to czy Wasze uczucie trwa 50 lat czy 5 tygodni!
Urzekła mnie wasza historia
Urzekła mnie wasza historia
Ta historia już tu była na
Ta historia już tu była na extra i nie wiem czasami czy też nie rok temu A więc bezsensu powtarzać
Czyżby extra świecie nie
Czyżby extra świecie nie miało o czym pisać? Weźcie się za jakiś konkretny i interesujący temat.