Plotka o jego rzekomej śmierci pojawiła się na początku lutego. Wtedy dementowaliśmy tę pogłoskę. Dziś niestety musimy potwierdzić informację o tym, że ksiądz Grajewski o godzine 15.00 odszedł do Domu Pana. Ostatnie dni swojego życia spędził pod opieką sióstr ze Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo.
Proboszcz parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej Świętego Stanisława Biskupa i Męczennika cieszył się ogromnym szacunkiem. Wystarczy wspomnieć wydarzenia z 2010 r.
Pojawiła się wtedy informacja o przeniesieniu proboszcza do innej parafii. Podobno taki dekret przygotowywał biskup, a ktoś “uprzejmy" w porę powiadomił o tym jego parafian, aby dać im czas na ewentualną “obronę" lubianego księdza. Zebrano ponad tysiąc podpisów potwierdzonych numerem PESEL. Biskup później dementował informację o tych planach, ale nie ma pewności czy nie zrobił tak pod wpływem opinii publicznej? Trzeba podkreślić, że pod petycją podpisało się sporo osób spoza parafii. Nie jest tajemnicą, że około 70 proc. chodzących na msze do fary, to wierni należące do innych parafii. Nie wszystkim się to podobało. Również do księdza Grajewskiego często swoje kroki kierowały pary żyjące bez ślubu kościelnego, chcące ochrzcić dziecko.
Jednak nie tym najbardziej ujmował ludzi. Znacznie istotniejsza wydawała skromność proboszcza, który miał odwagę mówić także o niektórych swoich problemach. Po mszy, niczym w kościołach protestanckich, często stawał przy drzwiach i żegnał się z wychodzącymi. Nie miał też w zwyczaju wspominać podczas kazań o pieniądzach. W zasadzie nigdy o nich nie mówił. Wyróżniało go również to, że nie miał samochodu. Tak się przynajmniej wydaje, bo nikt nigdy nie widział go w aucie. Wszędzie chodził pieszo z charakterystyczną torbą na zakupy zawieszoną na przedramieniu.
a.bartniak@extraswiecie.pl