W sobotę park przy OKSiR rozbrzmiewał muzyką już od godz. 13. Właśnie wtedy rozpoczął się bluesowy piknik, na którym, zgodnie z intencją organizatorów, pojawiło się sporo osób z dziećmi. Występy: Hot Water, The Swamp Shaker, Patrik Jansson Band i Boogie Boys były przedsmakiem tego, co wieczorem miało się dziać w amfiteatrze.
Za sprawą Lachy Doley'a określenie żywiołowy występ nabrał nowego znaczenia. Australijczyka, prawdziwego mistrza organów Hammonda dosłownie roznosiła energia. Na szczęście instrument, na którym gara jest solidny i stabilny, i tylko dlatego przetrwał. To był kapitalne, energetyczne widowisko. Zupełnie inny klimat miał koncert Frank McComb Quartet. Słuchając jego piosenek, za sprawą barwy głosu Franka, natychmiast nasuwało się skojarzenie ze Steviem Wonderem.
Jednak punktem, na który wielu czekało najbardziej było show w wykonaniu Big Blues Orchestra. Jest ona o tyle niezwykła, że tworzy się ją specjalnie z myślą o świeckim festiwalu, gdzie daje jeden wyjątkowy koncert. Tym razem wspólnym mianownikiem wszystkich piosenek była wytwórnia płytowa. Z Motown Records związani byli m.in. Stevie Wonder, Marvin Gay, The Jacksons czy James Brown. Warto podkreślić, że w tej części wieczoru w roli konferansjera pojawił się dziennikarz radiowej "Trójki" Piotr Stelmach, który zastąpił Sławka Wierzcholskiego.
a.bartniak@extraswiecie.pl
[vpg_picker:2427]
Wielka szkoda, że drugiego
Wielka szkoda, że drugiego dnia było tak mało ludzi. Koncerty były znacznie lepsze niż pierwszego. Dżem był po prostu nudny.
Wszystko byłoby super gdyby
Wszystko byłoby super gdyby nie obrzydliwe piwo z kija i słabiutka gastronomia…
Muzycznie rewelacja!
Faktycznie piwo było paskudne
Faktycznie piwo było paskudne. Rozcieńczone i bez smaku. Czy na tak dobrą imprezę nie można wziąć jakiegoś dobrego browaru???? Ludzie woleliby zapłacić 1 zł więcej i pić dobre piwo, a nie takie siki.