Chyba trudno o trafniejszy synonim luksusu i doskonałości niż rolls-royce. Firma założona w Wielkiej Brytanii w 1904 roku przez Charlesa Rollsa i Henrego Royce'a od samego początku była pewnym symbolem, którego znakiem rozpoznawczym jest statuetka na masce - Spirit of Ecstasy.
Aby kupić samochód tej marki nie wystarczył jedynie bardzo gruby portfel. Konieczne było jeszcze arystokratyczne pochodzenie i odpowiednia rekomendacja. Przez cały okres międzywojenny dostęp do tych aut był ograniczony.
Trzeba podkreślić, że za wysoką ceną i pewnym snobizmem kryły się najnowsze rozwiązania techniczne, dzięki którym nawet dziś jazda tymi wiekowymi autami jest prawdziwą przyjemnością.
Miałem takie marzenie
Przygoda Witolda Szustakiewicza ze Świecia z zabytkowymi autami zaczęła się w 2019 roku od kupna forda A z 1930 roku. Samochód sprowadził ze Stanów Zjednoczonych. Pojazd, mimo wieku, był dobrze zachowany. Wymagał stosunkowo niewielkiego remontu.
Ford A z 1930 roku, pierwszy zabytkowy samochód Witolda Szustakiewicza
- Wkrótce potem zacząłem się rozglądać za kolejnym samochodem - wspomina. - Od zawsze moim marzeniem było posiadanie rolls-royce'a i właśnie w tym kierunku poszły poszukiwania. Jednak tym razem plan był trochę inny. Chciałem kupić samochód, który będę mógł odrestaurować.
Na jednej z aukcji, prowadzonej przez uznany amerykański komis, świecianin zauważył rolls-royce'a 25/30 sports saloon. Do jego kupna dojrzewał osiem miesięcy. Były dwie przyczyny rozterek: cena i to czy uda się odnowić samochód, który był w dość kiepskim stanie.
- Najwięcej obaw miałem co do tego, czy znajdę wszystkie potrzebne oryginalne części, bo tylko taka renowacja mnie interesowała - przyznaje - W końcu zdecydowałem się na kupno, do końca nie wiedząc, z czym będę miał do czynienia.
Właściciel nie zdradza, ile zapłacił, ale daje do zrozumienia, że kwota była bardzo wysoka.
Samochód dotarł do Świecia w listopadzie 2020 roku.
Rolls-royce był w gorszym stanie, niż spodziewał się nabywca
- Gdy pierwszy raz zobaczyłem go na żywo, trochę się przeraziłem - śmieje się. - Niestety, wyglądał nieco gorzej niż na zdjęciach. Nie miałem jednak wyboru. Trzeba było zająć się odnowieniem. Wstawiłem auto do garażu i zacząłem je rozbierać.
Dobrych fachowców mamy na miejscu
Nie wiadomo, jakim cudem w niewielkim garażu Szustakiewiczowi udało się rozebrać samochód do pojedynczych śrubek, ale dokonał tego. W międzyczasie szukał fachowców gotowych podjąć się wykonania różnych prac. Jedną z ważniejszych misji otrzymał lakiernik Łukasz Kaczmarczyk ze Świecia.
W tym niewielkim garażu rozpoczęła się metamorfoza zabytkowego auta
Szkielet rolls-royce'a 25/30 sports saloon wykonany jest z drewna jesionowego, mahoniowego oraz tekowego. Natomiast cała blacharka to ręcznie wyklepane aluminium.
- Stary lakier został zeszlifowany do zera - opowiada Witold Szustakiewicz. - Potem rozpoczęło się poszukiwanie właściwego lakieru, to znaczy jak najbardziej zbliżonego barwą do tego, stosowanego w fabryce rolls-royce'a w latach 30. W sumie zajęło to jakieś pięć miesięcy. Przez cały ten czas regularnie pojawiałem się w warsztacie przy ul. Wodnej, aby konsultować każdy drobiazg i przyglądać się postępom prac.
Nadanie rolls-royce'owi dawnego szyku wymagało żmudnej pracy
Mówiąc o karoserii wypada nadmienić, że do lat 40. pojazdy firmy Rolls-Royce opuszczały zakłady produkcyjne pod postacią podwozia z silnikiem. Wykonanie karoserii zlecano zewnętrznym podwykonawcom. Auto świecianina wykończyła firma Thrupp&Maberly. Nadwozia robiły też firmy Park Ward, HJ Mulliner&Co Arthur Muliner i Hooper.
Skórzaną tapicerką zajął się Łukasz Kuc ze Świecia, a elektryką Przemysław Świderski. Elementy wymagające ponownego chromowania pojechały do Nakła. W docięciu uszczelek wsparcia udzielił Janusz Królewicz. Wyjątkowo kosztowna okazała się renowacja elementów drewnianych.
- Znalazłem w Polsce specjalistę, który specjalizuje się w tego typu usługach. Niestety nie było to tanie. Na szczęście po odebraniu odnowionych elementów wiedziałem, że były to dobrze wydane pieniądze - mówi świecianin. - Konserwator zabytków spisał się fenomenalnie.
Prace mechaniczne i wykończeniowe właściciel auta zarezerwował dla siebie. Sześciocylindrowy silnik o pojemności 4257 cm wymagał regulacji. Jego stan był jednak więcej niż dobry. Podobnie jak wspomagany bębnowy układ hamulcowy. Jako ciekawostkę warto nadmienić, że samochód ma sterowane hydraulicznie zawieszenie. Do wyboru są opcje: miękki, twardy i... jazda konna.
W latach 1936-1938 firma Rolls-Royce wyprodukowała 1201 samochodów, w tym zaledwie 11 sztuk w wersji sports-saloon, czyli takiej, jaką posiada Szustakiewicz. Był to pierwszy model, w którym za kierownicą mógł siedzieć jego właściciel. Wcześniej prowadzeniem zajmował się szofer, którego oddzielała od pasażerów przegroda.
Płyną części z całego świata
Odrębnym rozdziałem rekonstrukcji było poszukiwanie brakujących bądź zużytych elementów.
- Przez wiele miesięcy przeszukiwałem eBay i inne portale na całym świecie - wspomina kolekcjoner ze Świecia. - Czasami trafiałem na perełki w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Regularnie przeglądałem np. wyprzedaże garażowe w USA. Podczas jednej z nich dostrzegłem pudło z jakimiś szpargałami. Jego zawartość kompletnie mnie nie interesowała, z jednym wyjątkiem. Była tam oryginalna wycieraczka do szyby. Sądziłem, że nigdzie już jej nie znajdę.
Części i akcesoria przychodziły w paczkach z USA, Hongkongu, Australii, Anglii, Francji.
Skompletowany w pełni samochód udało się odpalić 6 czerwca tego roku. Stało się to w dniu urodzin jego właściciela. Data była zupełnie przypadkowa, choć trudno o lepszą.
Witold Szustakiewicz nie kryje dumy z powodu tego, czego udało mu się dokonać. Przywrócił "do życia" absolutnie wspaniały samochód, który już jest ozdobą zlotów pojazdów zabytkowych. Był na dwóch i z każdego wrócił z pucharem.
- Przyznam, że odczuwam wielką radość, gdy widzę uśmiechy na twarzach ludzi, gdy nim jadę - uśmiecha sie. - Żywo reagują zarówno osoby starsze, jak i młodsze. Gdy tylko pojawia się taka możliwość, ludzie robią sobie zdjęcia. To jest naprawdę miłe.
Dobra wiadomość jest taka, że auto będzie można wynająć na wesele lub inną specjalną okazję. Na przykład do filmu.
Wielu zapewne zastanawia się, ile w tej chwili wart jest ten samochód. Nie ma na to pytanie precyzyjnej odpowiedzi. To auto zabytkowe, a więc warte tyle, ile będzie gotów zapłacić za niego potencjalny nabywca.
- Widziałem bardzo podobny model, również dobrze zachowany i była to kwota z sześcioma zerami - zdradza Witold Szustakiewicz. - Na razie nie myślę o sprzedaży. Prędzej kupię kolejnego rolls-royce'a do odrestaurowania.
Samochód spala w mieście nawet 50 litrów na 100 km. Na trasie do 25 litrów. W dobie wysokich cen paliwa, wiąże się to z dużym wydatkiem. Kto by się jednak przejmował takimi drobiazgami jadąc tak wyjątkową maszyną...
Poniżej galeria zdjęć odrestaurowanego rolls-royce'a.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Coś pięknego szacunek dla
Coś pięknego szacunek dla właściciela oraz fachowców którzy dokonali tak świetnej renowacji.
Wielkie brawo panie Witoldzie
Wielkie brawo panie Witoldzie
Piękna ozdoba Świecia i
Piękna ozdoba Świecia i regionu, gratuluję pasji i determinacji!
Chyba największe wrażenie
Chyba największe wrażenie robi to, że tego cudu dokonali ludzi stąd. Nie żadni fachowcy z Warszawy czy Poznania tylko miejscowi rzemieślnicy i oczywiście pan Szustakiewicz. Naprawdę super, wielki szacunek dla całej ekipy.
Bardzo ciekawy artykuł.
Bardzo ciekawy artykuł. Gratulacje dla właściciela.
A wicio już w gamie był się
A wicio już w gamie był się pochwalić arturkowi??? Pozdrawiam witka, piękna fura..
A blachy zabytkowe będą?
A blachy zabytkowe będą?
Świetnie opracowany artykuł
Świetnie opracowany artykuł
Gratulacje, jednak marzenia
Gratulacje, jednak marzenia się spełniają.
Brawo! I to się podziwia!
Brawo! I to się podziwia!
Dużo ładniejszy niż
Dużo ładniejszy niż burakowozy cyganów którymi pierdzą na dużym rynku
I to jest to, o czym prawie
I to jest to, o czym prawie każdy fan motoryzacji marzy. Większość tylko marzy, ale są tacy jak Pan Szustakiewicz, którzy poświęcają każdą wolną chwilę i pieniądze aby cel zrealizować. Do tego trzeba naprawdę wielkiego samozaparcia i pokładów cierpliwości. Dlatego możemy czytać tak ciekawy artykuł i oglądać w swoich okolicach pięknego oldtimera. Szacunek !
Cudo maszyna
Cudo maszyna
Gratuluję wyboru
Cud malina.lakier perła, po
Cud malina.lakier perła, po lakiernictwo Kaczmarczyk spisał się na medal
Najważniejsze są pasje.Po
Najważniejsze są pasje.Po prostu wzbudzają energię życiową.Czlowiek, który ma pasje jest radosny i zaraża radością innych.Jestem pełna podziwu dla pana Witolda.