Dziś cukiernia F&F to nowoczesny zakład w Łowinie koło Pruszcza, sklepy firmowe w Świeciu, Koronowie i Bydgoszczy oraz dziesiątki odbiorców w całym województwie, ale początki były skromne. Dariusz Fryckowski do wszystkiego dochodził sam.
Uczył się fachu u Sowy
Pierwsze cukiernicze szlify zdobywał na praktykach w Pruszczu. Do zawodu trafił trochę przez przypadek.
- Już jako nastolatek lubiłem pomagać mamie w kuchni, szczególnie przy pieczeniu, ale jeszcze bardziej interesowało mnie fryzjerstwo - wspomina. - Niestety, w zakładzie, w którym chciałem praktykować, nie było wolnych miejsc. Na swoją kolej musiałbym czekać rok. Wybrałem więc cukiernictwo.
REKLAMA
Po trzech latach praktyk Fryckowski utwierdził się w przekonaniu, że jednak los dobrze pokierował jego życiem. Dość szczęśliwym trafem było też rozpoczęcie pod koniec lat 80. pracy w zakładzie Feliksa i Adama Sowy w Bydgoszczy.
- Wtedy było tam zaledwie kilku pracowników – mówi.
Z dwuletnią przerwą na wyjazd do Niemiec, Fryckowski był związany z Sową do 2006 r.
- W tym czasie rodzinna firma Sowy zmieniła się już w zakład z 200-osobową załogą. Coraz mniej mi to odpowiadało - przyznaje. - Uznałem, że potrafię już na tyle dużo, że mogę spróbować działać na własną rękę, tym bardziej, że obserwowałem moich kolegów, którzy odeszli od Sowy i świetnie sobie radzili. Pomyślałem, dlaczego mnie miałoby się nie udać? Poza tym byłem już zmęczony dojazdami do Bydgoszczy.
Wesele za weselem
Na potrzeby zakładu zaadaptowano niemal cały parter domu, w którym mieszkała rodzina Dariusza Fryckowskiego. Pierwszym odbiorcą wypieków ze znaczkiem F&F był sklep spożywczy w Pruszczu. Skrót pochodzi od nazwiska Fryckowska i Fryckowski.
Wkrótce potem posypały się zamówienia weselne. To właśnie one w pierwszym okresie działalności pozwoliły mocno stanąć na nogach zakładowi, który wyrabiał się z produkcją tylko dlatego, że na pomoc pospieszyła cała rodzina. W pewnym momencie i to było za mało. Dodatkowe zajęcie znalazło kilka sąsiadek.
REKLAMA
- To, co się działo, przerosło moje najśmielsze oczekiwania – wspomina cukiernik. - Liczba klientów rosła lawinowo. Po każdym kolejnym weselu dostawałem nowe, coraz większe zlecenia. Zdałem sobie sprawę, że nie podołam im, jeśli nie powiększę zakładu. Dysponowałem wtedy 50 m kw.
Już po roku od chwili rozpoczęcia pracy na własną rękę Dariusz Fryckowski kupił w Łowinie działkę z budynkiem o powierzchni 250 m kw. Pracę w szybko rozrastającej się firmie znalazło siedem osób. Pod koniec 2011 r. uruchomiono drugą halę, również o powierzchni 250 m kw.
Być może stałoby się to wcześniej, ale plany pokrzyżował nieco wypadek samochodowy w 2009 r., przez co Dariusz Fryckowski na pewien czas musiał zwolnić obroty.
Jakość w cenie
Cukiernik nie ma wątpliwości, co przesądziło o jego błyskawicznym sukcesie.
- Postanowiłem, że będę korzystał tylko z bardzo dobrych półproduktów – tłumaczy. - Wyłącznie z prawdziwych jaj, a nie tych w proszku oraz dobrej śmietany i owoców. To niestety musi wpływać na cenę, ale przekonałem się, że jeśli ciasto jest smaczne, klienci są skłonni zapłacić kilka złotych więcej. Zwłaszcza jeśli kupuje się je na niedzielę czy na jakąś specjalną okazję. Cena odgrywa wtedy drugorzędną rolę. Liczy się przede wszystkim smak. Tego zamierzam się trzymać - zaznacza.
Przedsiębiorca podkreśla, że oprócz pasji, równie ważne są pracowitość i stała kontrola wydatków.
- Znałem kilku zdolnych cukierników, prawdziwych artystów, których dziś już nie ma na rynku – podkreśla. – Nie poradzili sobie tylko z jednego powodu. Pomylili obroty z dochodami. Zamiast inwestować w maszyny, rozbudowywać zakład i zatrudniać nowych ludzi, woleli kupować drogie samochody i inne zupełnie niepotrzebne gadżety – mówi. – Nie tak się robi biznes.
a.bartniak@extraswiecie.pl
Tekst ukazał się w miesięczniku „Teraz Świecie”.
Gdzie w Świeciu można kupić
Gdzie w Świeciu można kupić te wypieki ?
Znakomita jakość nie
Znakomita jakość nie wierzyłam w uczciwość składników – to jest pyszne- dziękuję i pozdrawiam Pana FF i jego załogę. Ewa z Brodnicy.