Przed II wojną światową zjawiskiem powszechnym na wsiach byli robotnicy rolni przemieszczający się z miejsca na miejsce w poszukiwaniu pracy. Dniówka takiego robotnika wynosiła 1-2 zł i to głównie w sezonie, podczas żniw i wykopków (1-kilogramowy bochenek chleba kosztował wtedy 34 grosze, a litr mleka 15 groszy). Kiedy nie było tyle roboty, byli gotowi pracować tylko za wyżywienie i jako taki dach nad głową. Wielu z nich nie miało dokąd wracać, bo z domów rodzinnych wygnała ich bieda, albo byli bezdomni.
Dramat w Jastrzębiu
Wiedli niewesoły żywot. W gorszej sytuacji niż mężczyźni były kobiety, bo nie dość, że otrzymywały mniejsze wynagrodzenie, to ich los stawał się jeszcze trudniejszy, gdy zaszły w ciążę. Zwykle gospodarze nie patyczkowali się i przepędzali je, bo ciężarna kobieta była tylko balastem. Powodowało to niekiedy tragiczne sytuacje.
Mieszkaniec wsi Jastrzębie pod Drzycimiem Andrzej Bijak doniósł policji, iż w swym chlewie znalazł zwłoki noworodka płci męskiej – pisze „Dziennik Bydgoski”. - Okazało się, że dziecko porodziła w tym chlewie niej. Zofia Magierowa, robotnica lat 29, bez stałego miejsca zamieszkania. Zarządzona sekcja zwłok wykazała, że dziecko urodziło się żywe i zdrowe, lecz jedynie w skutek braku dostatecznej opieki i zziębnięcia, już po 15 minutach zmarło. Matka noworodka wraz z jeszcze jedną kobietą, zostały przytrzymane.
Kiedyś to były czasy
Czasami starsze osoby wzdychają do dawnych, dobrych czasów, kiedy nie słyszało się tyle o rozbojach czy morderstwach. Coraz mniej już pamięta lata przedwojenne z własnych przeżyć, częściej z opowieści swoich rodziców. A te zazwyczaj są mocno wybiórcze, bo ograniczają się do własnej wsi czy gminy.
Ludzie nie byli wtedy tak mobilni, jak teraz i tylko część czytała gazety, chociaż analfabetów było u nas dużo mniej niż we wschodniej Polsce. Nie każdego jednak było stać, żeby wydać na kupno dziennika 10-20 groszy. Na radio stać było tylko ludzi dobrze sytuowanych, bo odbiornik kosztował 200-300 zł (tyle, co krowa, albo miesięczna pensja nauczyciela czy urzędnika średniego szczebla).
Wiedziano więc najczęściej tyle, ile powiedział bardziej oczytany i bywały w świecie sąsiad. A czasy nie były wcale spokojne. Dochodziło do licznych kradzieży i napadów. A że ówcześni funkcjonariusze policji musieli mieć się na baczności w starciu z bandytami, bo byli oni nieźle uzbrojeni, świadczy poniższy artykuł.
Przez półtora roku poszukiwały władze bezpieczeństwa na Pomorzu groźnego przestępcę i zawodowego włamywacza Mikołaja Fiederczuka, aż dopiero w tych dniach w czasie obławy, urządzonej przez posterunki P. P. w Michalu i Warlubiu, ujęto przestępcę we wsi Fletnowo pod Bzowem. Należy dodać, że Fiederczuk w chwili, kiedy policja go ścigała, uzbrojony był w pistolet, lecz nie zdołał z niego zrobić użytku. Wypada zaznaczyć, że F. zdołano już dotąd udowodnić sześć włamań, dokonanych na terenie pow. świeckiego. Dalsze dochodzenia w toku. Fiederczuk został umieszczony w areszcie.
a.pudrzynski@extraswiecie.pl
Komentarze (0)