- Będzie wojna czy nie będzie? – w lipcu 1939 r. zadawała sobie to pytanie większość Polaków. Nie prowadzono wtedy badań opinii publicznej, więc nie ma sondaży na temat preferencji rodaków. Póki co, możliwość wojny z Niemcami odsuwano w myślach, a wielu, zaprzątniętych codziennymi sprawami, nie miało czasu się nad tym zastanawiać. Życie wtedy nie rozpieszczało i dla większości ważniejsze było to, żeby mieć co włożyć do garnka, niż wrzaskliwe pogróżki Hitlera.
W lipcu 1939 r. powiat świecki terytorialnie i pod względem liczby mieszkańców był zbliżony do obecnego. W latach 1920-1931 jego obszar wynosił 1670 km kw., a od 1931 do 1939 r. – 1600 km kw. (teraz ma 1474 km).
Zakład meblarski w Nowem. W 1939 r. istniało tu ok. 100 firm branży drzewnej/ Fot. Dziennik Bydgoski
Nieznaczne zmniejszenie powierzchni było związane z likwidacją sąsiedniego powiatu gniewskiego, w wyniku czego przyłączono do powiatu świeckiego 11 gmin wiejskich (na północ od Nowego, żadna z nich nie należy obecnie do naszego powiatu). Jednocześnie wydzielono 11 gmin w północno-zachodniej jego części i wcielono do powiatu tucholskiego (m.in. Błądzim, Mukrz i Cisiny w obecnej gminie Lniano).
Powiat świecki miał 88 tys. mieszkańców. Polacy stanowili 80 proc. populacji, Niemcy 19 proc., Żydzi ok. 1 proc. (obecnie powiat liczy 99,5 tys. mieszkańców). W Świeciu mieszkało ponad 8,5 tys. osób (trzy razy mniej niż teraz), a w Nowem ponad 5,1 tys. (tylko o 700 mniej niż obecnie).
Członkowie stowarzyszenia charytatywnego niosą podarunki dla ubogich świecian / Fot. NAC
Powiat należał do średnio rozwiniętych gospodarczo w ówczesnym województwie pomorskim. Owszem, były elektrownie z Żurze i Gródku, cukrownia i młyny w Świeciu, fabryki mebli w Nowem, ale większość ludności klepała biedę na kilkuhektarowych gospodarstwach.
Zakłady produkcyjne na wsi (głównie młyny, tartaki, mleczarnie i gorzelnie) były niewielkie, zatrudniały najczęściej od kilku do kilkunastu pracowników. Zwykle płaciły kiepsko (podobnie jak większość firm w mieście). Właściciele mogli sobie na to pozwolić, skoro było 3 tys. bezrobotnych, a jeśli doliczyć do tego rzesze biedoty wiejskiej, to jeszcze więcej.
Z drugiej strony, byli wielcy przedsiębiorcy i posiadacze ziemscy, jak Franz von Gordon, właściciel wspaniałego, nieistniejącego już pałacu w Laskowicach oraz majątku ziemskiego, na który składały się setki hektarów ziemi, gorzelnia, młyn, cegielnia i tartak.
Rezydencja Gordonów w Laskowicach, zniszczona w 1945 r. / Fot. internet
Byli też zarabiający od kilkuset do ponad tysiąca złotych miesięcznie prezesi i dyrektorzy dużych przedsiębiorstw: młyna i tartaku w Przechowie (z kapitałem 1,8 mln zł), elektrowni w Gródku (6 mln zł kapitału) czy świeckiej cukrowni (1,2 mln zł).
Dla porównania, niewykwalifikowany robotnik dniówkowy dostawał 1-2 zł dziennie, robotnik wykwalifikowany ok. 100 zł miesięcznie, niższy stopniem policjant 150-200 zł, a nauczyciel 200-300 zł.
O tym, jak żyło się ówczesnym Kowalskim, podamy na konkretnych przykładach w kolejnej części cyklu „Jeszcze żyjemy”, obejmującego okres od lipca do września 1939 r.
a.pudrzynski@extraswiecie.pl
Bardzo ciekawe wprowadzenie
Bardzo ciekawe wprowadzenie do tematu, nie mogę się doczekać kolejnych części. Myślę, że dawno świecianie nie mogli czytać takiej serii tak dobrych artykułów historycznych. Ten tekst tylko wpisuje się w ten trend i zapowiada, że będzie on kontynuowany. I chwała. Cieszę się, że mogłem skomentować pierwszy bo raz ruszy ze swoim ujadaniem wataha ekspertów od wszystkiego, począwszy od Najsztuba a skończywszy na meblach z Ikei.
Chciałem się przyłączyć do
Chciałem się przyłączyć do słów uznania dla twórców tego portalu. Nigdzie indziej nie można przeczytać takich ciekawych tekstów historycznych. Zresztą pozostałe też są dobre, ale takiej historii nie ma nikt inny. O wielu sprawach czytam po raz pierwszy.
Podpisuję się pod pochwałami
Podpisuję się pod pochwałami panów wyżej, bardzo ciekawy cykl artykułów, czytam i nie mogę się oderwać. Brawo
Piękne historie. Moja rodzina
Piękne historie. Moja rodzina też pochodziła z przedwojennego Drzycimia i Świecia. Do 1939r mój dziadek Leon Donarski był dyrektorem banku, dzisiaj mieści się w tym budynku Bank Millennium.To była bardzo duża rodzina Domachowskich i Donarskich. Moja śp już mama- Halina Eleonora Felicyta z d. Donarska od czasów studiów pozostała w Poznaniu, gdzie ja się urodziłam i wychowałam. Jeszcze do niedawna chętnie odwiedzałam Świecie, bo żyła tam przy ul. Wodnej moja ukochana ostatnia ciocia Janina Śpiewakowska z d. Stobińska.