Do tego dramatycznego zdarzenia doszło 31 października na ul. Jana Pawła II na osiedlu Nadwiślańskim II w Nowem.
Pani Beata, przygotowująca z myślą o wnukach skromną dekorację na Halloween, w pewnym momencie zauważyła, że w jej kierunku biegnie pies. Od razu rozpoznała akitę sąsiadów, która już kilkakrotnie napędziła strachu jej bliskim.
Teraz jednak zachowanie akity (waga psa tej rasy może przekraczać nawet 50 kg), wskazywało, że ma agresywne zamiary. Tak też się stało. Zwierzę zaczęło szarpać jej rękę. Kobieta upadła na ziemię i zasłoniła twarz rękoma. Wtedy pies spróbował ją ugryźć w okolicach nerek. W mocnym wbiciu kłów w ciało na szczęście przeszkodziła mu gruba kurtka pani Beaty.
Nie wiadomo, jaki byłby dalszy scenariusz tego zdarzenia, gdyby po chwili na odgłosy walki nie zareagował pies pani Beaty, który w tym czasie znajdował się w domu.
Próbował ratować właścicielkę, ale niewielki kundel nie miał szans w starciu z większym rywalem. Zapewne zostałby zagryziony. Tak przynajmniej uważa pan Krzysztof, mąż pani Beaty, który również wybiegł na podwórko zaniepokojony nagłym ożywieniem swojego psa i dziwnymi odgłosami, które początkowo wziął za halloweenowe dziecięce hałasy.
- Zobaczyłem poturbowaną żonę z rozdartym rękawem, stojącą na wysokim śmietniku i mojego psa, który znajdował się w pysku tej akity - mówi pan Krzysztof. - Rzuciłem się na niego, przycisnąłem kolanem do jezdni i przekręciłem łeb zmuszając do uwolnienia mojego psa.
Po chwili przez domem zjawiła się córka małżeństwa, która udzieliła pani Beacie pierwszej pomocy. Stwierdzono, że konieczna jest pomoc lekarska. Pani Beata trafiła na SOR w Nowym Szpitalu. Tam założono jej szwy na ręce. Na szczęście tylko dwa.
- Mogło być jednak znacznie gorzej - mówi pan Krzysztof. - Lekarz kilka razy podkreślał, że żona miała dużo szczęścia. Na razie nie wiadomo jednak jak to się skończy, bo okazało się, że pies, który pogryzł żonę miał jakąś chorobę skóry. Jeśli się nie mylę, nie posiadał też aktualnego szczepienia przeciwko wściekliźnie. Jego właścicielka nie chciała nam pokazać książeczki szczepień.
W takich przypadkach procedury jasno określają, co musi zrobić lekarz mający do czynienia z pogryzieniem. O sprawie powiadomiono sanepid, policję i powiatowego lekarza weterynarii.
- Oburzające jest to, że właścicielka tego psa nie dostrzega żadnego problemu - twierdzi Czytelnik z Nowego. - Miała do nas pretensje o to, że żona z pogryzioną ręką pojechała do szpitala, bo teraz będzie musiała się tłumaczyć. Nie widzi tego, że wszyscy na osiedlu boją się jej psa, który regularnie wychodzi poza ogrodzenie, gdy otwierana jest brama wjazdowa. To nie chodzi już o nas, ale o innych. Na osiedlu mieszkają dzieci. Gdyby ten pies rzucił się na któreś z nich, finał byłby znacznie groszy - podkreśla pan Krzysztof.
Nowe informacje na ten temat znajdziecie tutaj.
a.bartniak@extraswiecie.pl