Wiadomość o wypadku zastała Huberta Lemańczyka na wakacyjnym wyjeździe na koło podbiegunowe. Chociaż nie było go na miejscu, dokładną relację z tego, co się stało podczas jego nieobecności zdała mu córka doglądająca interesu.
REKLAMA
- To, że znaleziono go przy drabinie, nie świadczy, że z niej spadł - przekonuje Hubert Lemańczyk, właściciel gospodarstwa agroturystycznego w Gródku. - Do żadnej z prac, jakie miał tego dnia wykonać, nie było konieczne wchodzenie na drabinę, po co więc miałby to robić? Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, co powiedzieli ratownicy i lekarz obecni na miejscu, że był to prawdopodobnie zawał.
O tym, co było przyczyną śmierci 57-letniego mieszkańca Laskowic dowiemy się dopiero za trzy tygodnie, kiedy będą znane wyniki sekcji zwłok. Prokuratura wstępnie przyjęła, że był to upadek z wysokości.
REKLAMA
Otworzy się w nowym oknieOtworzy się w nowym oknie
Otworzy się w nowym oknieOtworzy się w nowym oknieOtworzy się w nowym oknie
Lemańczyk prosi, by wypadku nie łączyć z prowadzonym przez niego klubem jeździeckim.
- Stało się to w moim gospodarstwie - zaznacza. - Oczywiście znajduje się ono w tym samym kompleksie, co klub i leśniczówka, ale w tym przypadku zmarły mężczyzna pomagał mi przy koniach w gospodarstwie. Z klubem jeździeckim nie miał nic wspólnego.
a.bartniak@extraswiecie.pl
O wypadku w Gródku czytajcie też w artykule poniżej.