W sumie pięć godzin zajęły dwie akcje związane z poszukiwaniami osób w rejonie Wisły. W obydwu przypadkach zachodziło podejrzenie zagrożenia życia.
Pierwsze zgłoszenie wpłynęło w sobotę tuż przed godz. 14.30.
- Policja poprosiła strażaków o sprawdzenie namiotu wędkarskiego rozbitego na piaszczystej wysepce na Wiśle - mówi st. asp. Marcin Klemański z komendy powiatowej straży pożarnej w Świeciu.
Policjantów zaniepokoiło, że na jednej z piaszczystych wysepek tworzących się przy niskim stanie wody w Wiśle, nie widać żadnego człowieka. Obawiano się, że mógł wpaść do rzeki.
Łacha znajdowała się około 60 m od brzegu na wysokości Bochlina w gminie Nowe.
Na miejsce skierowano zastępy Ochotniczej Straży Pożarną z Nowego i z Państwowej Straży Pożarnej w Świeciu.
- Strażacy nawoływali z brzegu, ale nikt się nie odzywał. Podpłynęli łodzią. W namiocie rzeczywiście nikogo nie było. Kiedy zaczęli przeszukiwać brzeg, natknęli się na dwóch wędkarzy, do których należał namiot. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło - relacjonuje Marcin Klemański.
Tego samego dnia o godz. 16.00 strażacy dostali drugie zgłoszenie. Tym razem z gminy Dragacz.
Na Wiśle na wysokości Wielkiego Stwolna zauważono dryfujący materac. Nikogo na nim nie było. W działaniach brali udział strażacy z OSP w Wielkim Stwolnie i z PSP w Świeciu.
- Zaczęto przeszukiwać brzeg rzeki na odcinku od Wiąskich Piasków do Wielkiego Stwolna. Na brzegu rzeki strażacy znaleźli przedmioty osobiste, co jeszcze bardziej wzmogło niepokój - przyznaje Marcin Klemański.
Prowadzono również poszukiwania łodziami. Wezwano Wodne Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe. Akcja trwała około 2,5 godziny.
- Zakończono ją, kiedy w pobliżu Wisły natrafiono na trzy osoby, do których należały rzeczy i materac. Powiedziały, że im odpłynął. W sumie obydwie akcje w gminach Nowe i Dragacz trwały około pięciu godzin - mówi st. asp. Marcin Klemański.
Komentarze (0)