Włoski właściciel pizzerii: Ludzie muszą jeść. Nawet w czasie epidemii

Partner strategiczny działu Biznes

- W Polsce nie jest tak źle, ale wiem od rodziny, jak wygląda sytuacja we Włoszech. To jest dramat. Nikt nie wie, kiedy kraj wyjdzie z tego na prostą. Wszyscy bardzo się boją. Zwłaszcza o gospodarkę. Na razie jednak walczą o to, aby przeżyć - mówi Michele Tuppi.

Przyjechał do Polski dziesięć lat temu. We Włoszech był kryzys, brakowało pracy. Postanowił wszystko sprzedać i pojechał szukać lepszego życia nad Wisłą.

- Pamiętam, jak przyjechałem do Świecia i pomyślałem, że to piękne miasto. Zdecydowałem, że tu się zatrzymam - wspomina.

Zaadaptował na swoje potrzeby bar przy ul. Kraszewskiego 10A. Lokal nazwał Le Fontane. Wewnątrz unosi się charakterystyczny zapach palonego drewna, którym ogrzewany jest piec do pizzy.
REKLAMA

Większość osób, którą są tu po raz pierwszy i nie znają włoskiej tradycji, jest zdziwionych, że pizza jest tu inna. To jedyny tego typu lokal w Świeciu, w którym klientowi nie zadaje się pytania: ketchup czy sos czosnkowy? Dla Włochów, uznających jedynie oliwę z oliwek, takie dodatki to profanacja.

- Przestały mnie już dziwić pytania o ketchup. Sam nigdy nie proponuję, ale jak ktoś bardzo chce, to podaję - śmieje się Michele Tuppi.

Właściciel Le Fontane boleśnie odczuł ograniczenia związane z pandemią. Ratował się sprzedażą na wynos, ale obroty i tak znacznie spadły. Po ostatnim poluzowaniu restrykcji, można zjeść pizzę również na miejscu. Elementem „wystroju” stolików są kartki z informacją, że zostały one zdezynfekowane.

Włoch jest dobrej myśli. Jak mówi, ludzie muszą coś jeść, nawet w czasach epidemii.

- A jeśli jedzenie jest do tego dobre, to klienci tym chętniej wrócą do swoich ulubionych lokali - podkreśla szef pizzerii Le Fontane.

redakcja@extraswiecie.pl
REKLAMA