W ubiegłym roku kwiaciarnia przy ul. Wyszyńskiego, prowadzona przez zawsze pogodną Grażynę Siudzińską, świętowała 30-lecie działalności. To jeden z najstarszych takich biznesów w Świeciu.
Właścicielka kwiaciarni nie ma wątpliwości, skąd wzięła się u niej miłość do kwiatów.
- Zaraziłam się nią od mojej mamy - wspomina. - Potrafiła wyczarowywać wspaniałe bukiety z naturalnych kwiatów. Była prawdziwą mistrzynią, od której uczyłam się tej sztuki.
Konsekwencją tej fascynacji była szkoła ogrodnicza. To właśnie w czasie nauki w szkole średniej Grażyna Siudzińska zachwyciła się jedną z kwiaciarni w Gdyni.
- Właśnie wtedy postanowiłam sobie, że chcę w przyszłości mieć własną kwiaciarnię - mówi. - Miałam to szczęście, że udało mi się zrealizować marzenie o pracy wśród kwiatów, które wprost uwielbiam i o których mogę rozmawiać godzinami.
Jak w każdej branży, w tej również trzeba się rozwijać. Grażyna Siudzińska uczestniczyła w licznych kursach i szkoleniach, aby tworzyć tak piękne kompozycje, jak robi to dziś. Jednak, jak stanowczo podkreśla, samo zamiłowanie do kwiatów, to jeszcze za mało, żeby z powodzeniem prowadzić kwiaciarnię.
- Trzeba też lubić ludzi - zaznacza. - Przecież przygotowując wiązankę, tworzy się ją z myślą o konkretnym człowieku. Poza tym wielu klientów zwyczajnie oczekuje chociaż krótkiej rozmowy. Zwłaszcza starsze osoby cenią sobie życzliwe podejście.
Wprawdzie dziś dość poważną konkurencją dla kwiaciarni są supermarkety, ale póki co mogą konkurować tylko ceną. Co do jakości kwiatów, ich trwałości, oferta prawdziwych kwiaciarni to zupełnie inna liga.
Grażyna Siudzińska z satysfakcją podkreśla, że jako pierwsza w Świeciu na taką skalę wprowadziła różnego rodzaju artykuły do dekoracji wnętrz lub nadające się na prezent.
- Pomyślałam sobie, że jest sporo osób, które mają problem z robieniem prezentów - mówi właścicielka kwiaciarni przy ul. Wyszyńskiego. - Uznałam, że mogę im trochę pomóc. Dlatego w ofercie pojawiała się coraz więcej artykułów odpowiednich niemal na każdą okazję.
Grażyna Siudzińska opowiada o swojej pasji, jednocześnie zaznaczając, że wbrew pozorom nie jest to taka lekka praca, jak mogłoby się wydawać.
- Po zrobieniu kilku wieńców można się czuć naprawdę wyczerpanym - przyznaje. - Cięcie grubych gałęzi, wyginanie drutów, to ciężka praca fizyczna. Podobnie jak dekorowanie kościołów czy innych sal. Większość osób nie ma tej świadomości. Poza tym cały dzień spędza się w pozycji stojącej. Są dni, że naprawdę czuję się potwornie zmęczona. Mimo to, wiem, że nie zamieniłabym tej pracy na inną - dodaje z uśmiechem.
Komentarze (0)